Do zapanowania pokoju w sądach pewnie jeszcze długa droga, ale radykalna strategia „ulica i zagranica”, ubierana często w hasła w rodzaju „Konstytucja” czy „Praworządność”, tak chętnie powtarzane przez wielu sędziów, pokazuje właśnie jej kres. Czasem ociera się ona już o groteskę, jak powtarzane przez właśnie przywróconego do orzekania decyzją Izby Dyscyplinarnej słowa sędziego z Warmii, że traktuje orzeczenia tej izby jako nieistniejące.
To wygodna narracja, bo nie wymaga argumentacji. Kiedy coś nie pasuje, to się powie, że nie istnieje. Ta narracja była obliczona na krótkie rządy PiS. Pozwalała mówić, że jego nierozpoczęte na dobre zmiany w sądach będzie można uznać za niebyłe w następnej kadencji albo po wywróceniu rządu. Ale jak długo można na to czekać?
Czytaj więcej
Przyjęta ustawa rozwiązuje część problemów wskazanych przez Unię, ale też tworzy nowe. Komisja Eu...
Krytyka pisowskich zmian, czasem, owszem błędnych, zwróciła się więc potem do Luksemburga, ale TSUE nie był tak radykalny jak niektórzy sędziowie-autorzy pytań prejudycjalnych.
Co najważniejsze, chyba wreszcie zdano sobie sprawę, że sądy nie rządzą nawet Unią, ostatnie słowo należy tam do Komisji Europejskiej, albo jak ktoś woli, do stojącego za Komisją układu sił i interesów w Unii. Nieprzypadkowo o uchwalonej ustawie o Sądzie Najwyższym premier Mateusz Morawiecki powiedział z mównicy sejmowej, że jej rozwiązania są uzgodnione jako tzw. kamienie milowe z Komisją Europejską.