To kolejna fala szkód i poszkodowanych, jakie niesie życie polityczne i gospodarcze. Pokazują one, że odsyłanie poszkodowanych do sądu nie zawsze jest rozwiązaniem problemu, że wymagają one raczej interwencji ustawodawcy.
Gdy poszkodowanych jest niewielu, np. wskutek lokalnej powodzi, można obok doraźnej pomocy odesłać ich do sądów. Dla polityków jest to wygodna droga, bo mają wymówkę (jak w sprawach frankowych), że poszkodowani mogą tam dochodzić odszkodowania, przekonywać do swych racji. A sądy zasądzą tyle, ile się według prawa należy w konkretnej sprawie, najwyżej np. pozwany bank zbankrutuje i wypłaci część odszkodowania, a państwo dodrukuje pieniędzy.
Czytaj więcej
Drogą dziesiątek tysięcy frankowiczów mogą pójść kredytobiorcy złotówkowi. Jakie mają szanse?
Gdy jednak poszkodowanych są dziesiątki tysięcy lub więcej, to jest to także problem społeczny. Grupy osób lub firm narażone są na trudności finansowe, kłopoty w codziennym funkcjonowaniu, i żyją w poczuciu nienaprawionej im szkody. A sądy z falą pozwów nie dają sobie rady i oczekiwanie na wyrok trwa latami.
Nie znaczy to, że sądy nie mają obowiązku tak organizować swej pracy, by możliwie szybko takie sprawy rozpatrywać i kształtować spójną linię orzeczniczą, czego niestety nadal brak w sprawach frankowych.