Jarosław Flis: Bez komisji wyborczych frekwencja będzie wynosić zero

Bez zorganizowania komisji wyborczych frekwencja w maju będzie wynosić zero. Nie będzie gdzie pójść na wybory - mówi prof. Jarosław Flis z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Aktualizacja: 23.03.2020 05:12 Publikacja: 22.03.2020 18:30

Jarosław Flis: Bez komisji wyborczych frekwencja będzie wynosić zero

Foto: tv.rp.pl

Czy pana zdaniem termin wyborów 10 maja jest do utrzymania?

Moim zdaniem nie jest, przede wszystkim od strony organizacyjnej. Trzeba mieć świadomość, jak wielkie to jest wyzwanie i od czego zależy to, czy sobie z nim poradzimy. Ono się udaje w normalnych warunkach, bo ćwierć miliona ludzi zgłasza się na ochotnika do pracy, która nie jest szczególnie dobrze płatna. W tej sytuacji ta praca będzie związana z wielkim ryzykiem. Trudno sobie wyobrazić, by dla ćwierć miliona ludzi i dla kilkunastu milionów głosujących zawieszać wszystkie te rygory, które są teraz nałożone na społeczeństwo. Nie bardzo widać w tym jakikolwiek sens.

W Bawarii wybory się odbyły.

W Bawarii rozwiązano to w ten sposób, że ponieważ nauczyciele są pracownikami państwowymi, to dostali polecenie służbowe, żeby pojawić się w komisjach. W Polsce jest to niewyobrażalne. Nie ma możliwości, żeby zmusić 250 tys. ludzi do zgłoszenia się do komisji.

Można przewidzieć frekwencję 10 maja?

W Bawarii jest możliwość korespondencyjnego głosowania, a frekwencja spadła o jedną trzecią. Ci, którzy poszli do głosowania, to była jedna trzecia tych, którzy normalnie chodzą głosować w takich wyborach. A przecież u nas to będzie za miesiąc, po nowych doświadczeniach. To jednak mniej ważny problem, bo jeśli nie będzie komisji wyborczych, to frekwencja będzie wynosić zero. Nie będzie gdzie pójść. Może się okazać, że nie będzie chętnych. Zwłaszcza jeśli będzie poważny opór opozycji wobec przeprowadzenia wyborów.

Jaką widzi pan prawną ścieżkę, by te wybory przesunąć?

Propozycja Piotra Trudnowskiego z Klubu Jagiellońskiego wydaje się najsensowniejsza. Zaczekać do 27 marca, aż skończy się etap rejestracji kandydatów, i wtedy wprowadzić stan nadzwyczajny – gdy wszyscy będą już zarejestrowani. Stan nadzwyczajny z automatu przesuwa termin głosowania i zwiesza kampanię wyborczą. Na takim etapie, kiedy wszyscy mają równe szanse i są w tym samym punkcie kampanii. Są inne rzeczy, które trzeba przemyśleć przez te pół roku, bo wybory realnie mogłyby się odbyć w październiku. Można przywrócić głosowanie korespondencyjne, które zostało ograniczone przez PiS w 2018 roku. Możemy się przygotować na nawrót epidemii.

Z czego pana zdaniem wynika postawa rządu?

Wszystkie pozostałe kraje przesuwają lub odwołują wybory czy referenda. Polska na tym tle wygląda na ewenement. Najbardziej optymistyczna interpretacja jest taka, że rządzący oderwali się od rzeczywistości i mają myślenie życzeniowe. Mniej optymistyczna to argumenty opozycji, że to kalkulacja, żeby na fali mobilizacji narodowej i skupienia wokół władzy te wybory wygrać, bo jesienią już się je przegra. To jest argument, który chwały rządzącym nie przynosi. A odpowiedź, że nic się nie dzieje, też nie brzmi wiarygodnie.

Czy pana zdaniem termin wyborów 10 maja jest do utrzymania?

Moim zdaniem nie jest, przede wszystkim od strony organizacyjnej. Trzeba mieć świadomość, jak wielkie to jest wyzwanie i od czego zależy to, czy sobie z nim poradzimy. Ono się udaje w normalnych warunkach, bo ćwierć miliona ludzi zgłasza się na ochotnika do pracy, która nie jest szczególnie dobrze płatna. W tej sytuacji ta praca będzie związana z wielkim ryzykiem. Trudno sobie wyobrazić, by dla ćwierć miliona ludzi i dla kilkunastu milionów głosujących zawieszać wszystkie te rygory, które są teraz nałożone na społeczeństwo. Nie bardzo widać w tym jakikolwiek sens.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Artur Bartkiewicz: Wybory do Parlamentu Europejskiego. Dlaczego tym razem Lewicy miałoby się udać?
Publicystyka
Roman Kuźniar: Atomowy zawrót głowy
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł