Gdy w październiku 2007 r. skłócona lewica w obliczu nieuchronnych przyśpieszonych wyborów utworzyła Partię Demokratyczną, odcinając się od ekstremistów, prawica odpowiedziała ruchem symetrycznym: blokiem wyborczym Lud Wolności składającym się z Forza Italia i Sojuszu Narodowego, zapowiadając pełne zjednoczenie, do którego dojdzie w niedzielę. W praktyce oznacza to, że jeszcze tak niedawno rozbita i niezdolna do wykreowania stabilnego rządu scena polityczna Włoch kurczy się do dwóch superpartii i trzech partyjek – balansujących na granicy progu wyborczego układnych chadeków oraz lepiej czujących się na ulicy niż w parlamencie ksenofobicznej Ligi Północnej i populistycznych Włoch Wartości.
Naturalnie opozycja przypisuje fuzję politycznej żarłoczności Berlusconiego, który bez reszty podporządkuje sobie teraz sojusznika. Politolodzy zastanawiają się, po co prawicy to zjednoczenie, zwłaszcza że podobny krok lewicy zakończył się klęską. Rok temu przegrała wybory, a niedawno musiała zmienić lidera. Co więcej, opozycja jest w rozsypce, Berlusconi bije rekordy popularności i wyniki wyborów za cztery lata wydają się przesądzone.
Francesco Verderami, jeden z najwybitniejszych włoskich dziennikarzy politycznych piszący komentarze dla „Corriere della Sera”, powiedział „Rz”, że fuzja Sojuszu i Forza Italia obliczona jest właśnie na to, co będzie za cztery lata: – Berlusconi będzie miał wtedy 77 lat i trudno wyobrazić go sobie ponownie w fotelu premiera. Nigdy nie krył, że chce być prezydentem. Ktoś więc będzie musiał go zastąpić na stanowisku szefa partii, czyli również premiera. Wobec tego, że Forza Italia przypomina dwór królewski, wyrazistego następcy trzeba było szukać gdzie indziej. Poza tym na prawicy – poza Finim, twórcą Sojuszu Narodowego – nikogo takiego nie ma.
Sam Fini w niedzielnym przemówieniu do rozwiązującego partię kongresu pośrednio te spekulacje potwierdził. Za jeden z politycznych celów uznał doprowadzenie do tego, by prezydenta Włoch wybierał naród, a nie, jak dotychczas, obie izby parlamentu. Jedynym kandydatem prawicy z ogromną szansą na sukces w takich wyborach jest Berlusconi. Ten wielokrotnie powtarzał, że malowanym królem nie będzie. Przeprowadzkę na Kwirynał uzależniał od zmiany ustroju Włoch na prezydencki na wzór Francji czy USA. Zdaniem wielu komentatorów fuzja obu partii jest pierwszym krokiem w tę stronę.
Eugenio Scalfari, sędziwy założyciel lewicowej „La Repubblica”, podobnie jak Gennaro Sangiuliano z „Libero”, uważa, że w ten sposób Forza Italia, której wielokrotnie zarzucano bezideowość i pragmatyzm, wzbogaci się o mocne ideowe zaplecze Sojuszu, który odciął pępowinę łączącą go z faszyzmem i przekształcił się w nowoczesną prawicową partię.