Jutro Barack Obama przyjmie w Białym Domu politycznego i duchowego przywódcę Tybetańczyków – mimo głośnego sprzeciwu władz Chin.
Jeszcze jesienią ubiegłego roku Obama jako pierwszy prezydent USA od wielu lat odmówił spotkania z Dalajlamą. Był to element dyplomatycznej ofensywy dobrej woli, odpowiednik „resetu” w relacjach z Rosją.
Wydarzenia ostatnich tygodni – niespodziewanie ostra krytyka chińskich działań w Internecie, decyzja o sprzedaży nowoczesnej broni Tajwanowi, a teraz przyjęcie Dalajlamy, którego władze w Pekinie przedstawiają jako wroga publicznego numer jeden – oznaczają gwałtowną zmianę kursu.
Administracja uznała najwyraźniej, że łagodność nie popłaca i że należy ostro pokazać coraz bardziej zuchwałym Chińczykom ich miejsce w szeregu.
Jednocześnie wobec Moskwy rząd Obamy wciąż postępuje ze szczególną wyrozumiałością i wrażliwością. Nie krytykuje Moskwy za hakerskie ataki w Internecie, mimo że zagrożenie ze strony rosyjskich cyberszpiegów dla zachodnich firm i instytucji jest nie mniejsze niż ze strony Chińczyków.