Tekst pióra Haliny Flis-Kuczyńskiej „Zakłócono mój żal, zabrano współczucie” („Rz” z 19 lipca 2010 r.) wzbudził we mnie zdumienie i niesmak. Nie tylko dlatego, że zawierał liczne sformułowania sprzeczne z powszechną wiedzą, ale także dlatego, że jego autorka ma pewne problemy z artykułowaniem swojego zdania i być może z językiem polskim. Była łaskawa napisać: „Kiedy w urodziny Lecha Kaczyńskiego jego brat składał kwiaty w wawelskiej krypcie, po raz kolejny poczułam, że dzieje się niesprawiedliwość”.
Niestety, na próżno starałem się odnaleźć w kolejnych zdaniach opis tej niesprawiedliwości – czy według autorki w urodziny śp. Lecha Kaczyńskiego nie należy składać kwiatów na jego grobie, czy też należy składać kwiaty na grobach wszystkich ofiar katastrofy, które nie obchodziły urodzin tego dnia, co on. Gdyby chodziło o rocznicę śmierci, postulat miałby pewne uzasadnienie, choć byłby trudny do spełnienia przez jedną osobę.
„Prezydent zginął wraz z 94 innymi osobami, które nie wybrały się w podróż do Katynia z własnego pomysłu, tylko na zaproszenie głowy państwa, której się nie odmawia”.
Otóż odmawiało się, odmawiało – i prawa do użytkowania samolotu, i prawa do prowadzenia polityki, i prawa do oficjalnej wizyty. Ale bardziej mnie interesuje, skąd pani Flis-Kuczyńska ma pewność, że część pasażerów przynajmniej nie poleciała tym samolotem „z własnego pomysłu”, co ja nazwałbym raczej potrzebą serca.
I to jeszcze nie jest tak zdumiewające, jak kolejne zdanie: „Posłowie, dowódcy wojskowi i inni zaproszeni uczestnicy lotu w niczym tu nie zawinili, a mimo to stracili życie”, sugerujące, że przyczyną katastrofy było półgodzinne opóźnienie przybycia pary prezydenckiej. Takie zdanie nazywam wprost nieuprawnioną insynuacją.