Katastrofa smoleńska - lot cywilny czy wojskowy?

Katastrofa smoleńska - czy lot tupolewa był cywilny czy wojskowy? Rosja upiera się, że tupolew leciał cywilnie - pisze Paweł Reszka

Publikacja: 28.09.2010 05:10

Literka „M” przy numerze lotu ma świadczyć, że tupolew, udając się do Smoleńska 10 kwietnia, wykonywał misję wojskową. To brzmi logicznie. Samolot był wojskowy, piloci wojskowi, lotnisko wojskowe, a kontrolerzy lotu mieli pagony. W dodatku pytali pilotów: „na wojskowym lotnisku lądowanie wykonywaliście?”. Gdzie więc problem?

– Rosjanie upierają się, że lot był cywilny, bo w takim wypadku całość odpowiedzialności spada na pilotów – twierdzi Edmund Klich akredytowany przy rosyjskiej komisji badającej katastrofę. On sam uważa, że ostatnia faza lotu miała charakter wojskowy. Co – być może – zwiększa odpowiedzialność kontrolerów.

 

 

Lot prezydenta Kaczyńskiego był przygotowany w przedziwny sposób. Piloci zaopatrzeni w przesłane faksem stare mapy podejścia, bez rosyjskiego nawigatora, lecieli do Smoleńska, choć nie wiadomo było, według jakich procedur ma przebiegać lądowanie. Gdyby pogoda była dobra, pewnie udałoby się – jak zwykle. Doszło do nieszczęścia i dziś eksperci dyskutują o tym, co powinno być wiadomo przed startem.Jeszcze jedna rzecz. Z wypowiedzi rosyjskich urzędników i wojskowych zaraz po katastrofie wynikało, że z góry wiedzieli, „gdzie szukać winnego”. Zastępca szefa Sztabu Sił Powietrznych Rosji generał Aleksander Aloszin oznajmił, że wieża zalecała pilotom odlot na lotnisko zapasowe – co okazało się nieprawdą. Generał lotnictwa Siergiej Razygrajew twierdził, że Siewiernyj to lotnisko pierwszej kategorii, i nie sądzi, by jego stan miał wpływ na to, że doszło do katastrofy.

Dziś wiemy, że lotnisko było od dawna zamknięte, a sprzęt niszczał od miesięcy.

Prokurator Aleksander Bastrykin już 11 kwietnia wstępnie wykluczył, by przyczyną wypadku była niesprawność techniczna samolotu. Ciekawe, na jakiej podstawie?Prawda jest taka, że ze strony polskiej odpowiedzialności raczej się nie zdejmie.

I bynajmniej nie chodzi tu o kapitana Arkadiusza Protasiuka, na którego najłatwiej byłoby wszystko zrzucić. Ale raczej o to, co działo się w 36. pułku, jak szkolono pilotów i jak przygotowywano lot do Smoleńska.To jednak nie jest powód, by Rosjanie mogli – ot, tak sobie – umyć ręce.

Literka „M” przy numerze lotu ma świadczyć, że tupolew, udając się do Smoleńska 10 kwietnia, wykonywał misję wojskową. To brzmi logicznie. Samolot był wojskowy, piloci wojskowi, lotnisko wojskowe, a kontrolerzy lotu mieli pagony. W dodatku pytali pilotów: „na wojskowym lotnisku lądowanie wykonywaliście?”. Gdzie więc problem?

– Rosjanie upierają się, że lot był cywilny, bo w takim wypadku całość odpowiedzialności spada na pilotów – twierdzi Edmund Klich akredytowany przy rosyjskiej komisji badającej katastrofę. On sam uważa, że ostatnia faza lotu miała charakter wojskowy. Co – być może – zwiększa odpowiedzialność kontrolerów.

Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Minister może zostać rzecznikiem rządu. Tusk wybiera spośród 6-7 osób
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Biskupi muszą pokazać, że nie są gołosłowni
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Niemcy przestraszyły się Polski, zmieniają podejście do migracji
Publicystyka
Łukasz Adamski: Elegia dla blokowisk. Czym Nawrocki może zaimponować Trumpowi?
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Publicystyka
Marek Migalski: Wybudzanie Tuska