Reklama

Tempo zadłużania - wierzyć Ministerstwu czy Balcerowiczowi?

Część czytelników zarzuciła mi, że w ciągu kilku dni o połowę obniżyłem tempo wzrostu długu publicznego

Aktualizacja: 30.09.2010 13:09 Publikacja: 30.09.2010 13:06

Rafał A. Ziemkiewicz

Rafał A. Ziemkiewicz

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Pisałem, że wzrasta on o 300 milionów złotych dziennie. Tymczasem kilka dni później w moim felietonie „W pętli czasu” znalazło się sformułowanie dużo skromniejsze „o ponad 150 milionów dziennie”.

Prawdopodobnie wynikło to z redakcyjnego dostosowania mojego tekstu do umieszczonej obok informacji o uruchomieniu przez prof. Balcerowicza „zegara długu publicznego”, który liczy nasze zadłużenie właśnie w takim tempie – 150 milionów na dobę. Co, mówiąc nawiasem, także jest tempem horrendalnym.

Skąd wytrzasnąłem liczbę dwa razy większą? Ano… ze strony Ministerstwa Finansów. Wedle ostatniego komunikatu, wielkość długu publicznego na dzień 1 lipca wzrosła w stosunku do stanu z 1 czerwca o 9 miliardów złotych. Czerwiec miał w tym roku, jak zwykle zresztą, 30 dni, 9 miliardów podzielone przez 30 dni daje nam właśnie 300 milionów jak w pysk. Kto chce, może sprawdzić.

Można też w podobny sposób podzielić przez dni wzrost długu przez ostatnich 12 miesięcy sprawozdawczych. Wtedy wyjdzie nam około 250 milionów. Przy uwzględnieniu faktu, że rząd zaniża deficyt wyprowadzając na papierze liczne zobowiązania poza budżet państwa i księgując je jako długi samodzielnych podmiotów, a także faktu, iż tempo rolowania długu stale przyśpiesza, uznałem okrągłą liczbę 300 milionów dziennie za uzasadnione zaokrąglenie.

Jak oblicza deficyt prof. Balcerowicz nie wiem, ale wygląda na to, iż wyłączył on z zadłużenia państwa OFE. Według norm unijnych powinno ono być wliczane do całości długu. I tak podawane jest przez Ministerstwo. Inna sprawa, że rząd Tuska od trzech lat doprasza się w Brukseli o zgodę na zmianę sposobu księgowania tego długu i wyprowadzenie z budżetu także tej kwoty. Chodzą pogłoski, że w najbliższym czasie Unia ma się na to zgodzić. Wygląda na to, że prof. Balcerowicz antycypował tę będącą na razie tylko prasowym „przeciekiem” zgodę.

Reklama
Reklama

W ten sposób, można powiedzieć, że „zegar długu” Balcerowicza jest sposobem perswazji bardzo wobec rządu uprzejmej, licząc zadłużenie w taki sposób, o jakim premier i jego minister finansów marzą. I tak wychodzi ono przeraźliwie wielkie. Ale mniejsze niż prawdopodobnie jest. Piszę „prawdopodobnie”, bo, jak zgadzają się ekonomiści, oficjalne bilanse stały się już taką ściemą, że tak naprawę nikt nie wie, co się właściwie z finansami publicznymi dzieje, i nie dowie się, dopóki się nie zawalą. Jesteśmy w sytuacji tego pacjenta z kawału, któremu lekarz powiedział, że na co właściwie choruje, wyjaśni dopiero sekcja zwłok.

Pisałem, że wzrasta on o 300 milionów złotych dziennie. Tymczasem kilka dni później w moim felietonie „W pętli czasu” znalazło się sformułowanie dużo skromniejsze „o ponad 150 milionów dziennie”.

Prawdopodobnie wynikło to z redakcyjnego dostosowania mojego tekstu do umieszczonej obok informacji o uruchomieniu przez prof. Balcerowicza „zegara długu publicznego”, który liczy nasze zadłużenie właśnie w takim tempie – 150 milionów na dobę. Co, mówiąc nawiasem, także jest tempem horrendalnym.

Pozostało jeszcze 81% artykułu
Reklama
Publicystyka
Robert Gwiazdowski: Rekonstrukcja rządu Donalda Tuska jak Manifest PKWN
Publicystyka
Michał Szułdrzyński: Nowy plan Tuska: gospodarka, energetyka i specjalna misja Sikorskiego
Publicystyka
Konrad Szymański: Jaka Unia po szkodzie?
Publicystyka
Marek Kutarba: Czy Polska naprawdę powinna bać się bardziej sojuszniczych Niemiec niż wrogiej jej Rosji?
Publicystyka
Adam Bielan i Michał Kamiński podłożyli ogień pod koalicję. Donald Tusk ma problem
Reklama
Reklama