Władysław Bartoszewski powiedział „Rzeczpospolitej”:
Czy pamiętam, co robiłem 1 września? Co za pytanie! Każdy, kto przeżył ten dzień, pamięta go w najdrobniejszych szczegółach. Wczesnym rankiem obudziła mnie mama. Była strasznie zdenerwowana. „Słuchaj!" – powiedziała. Od strony Okęcia dochodził odgłos detonacji. Skoczyłem do radia, usłyszeliśmy komunikat: „Wojna! Niemcy napadli na Polskę". Eksplozje, które słyszeliśmy, to było pierwsze bombardowanie Warszawy. Byłem przerażony, że zanim wezmą mnie do wojska, pobijemy Niemców, zajmiemy Berlin i wojna się skończy. Bałem się, że nie zdążę powojować. Ponieważ nie udało mi się dostać do wojska, starałem się pomóc w inny sposób. Zatrudniłem się w szpitalu, gdzie nosiłem rannych.
Historyk Richard Pipes był w Konstancinie, gdzie przeniósł się z rodziną z obawy przed bombardowaniami:
W nocy obudziły mnie grzmoty. Myślałem, że to burza. Wyszedłem na zewnątrz willi i zobaczyłem klucz niemieckich bombowców. Wojna! To że Niemcy tak szybko zbliżają się do Warszawy, było dla nas szokiem. Natychmiast wróciliśmy do miasta. Ojciec był przerażony. Wiedział, co wyrabiają Niemcy. (...) Miał kolegę, który był konsulem jednego z państw Ameryki Łacińskiej, i on załatwił nam fałszywe paszporty. W ostatniej chwili udało się wyjechać.
Obrońca Pałacyku Michla w Powstaniu Warszawskim Janusz Brochwicz-Lewiński opowiada: