Gdybym mogła wybierać, wolałabym, żeby Zbyszek nie był politykiem. Codzienność żon osób publicznych nie jest sielanką. Męża często nie ma w domu, więc większość obowiązków domowych spoczywa na mnie. Chlebem powszednim są ataki mediów na rodziny polityków. To nie jest przyjemne, gdy czyta się o swoim mężu, czy o sobie kłamstwa w gazetach lub ogląda zmanipulowane materiały telewizyjne. Do tego dochodzi stalking, czyli natarczywe śledzenie przez paparazzich. Gdy leżałam w szpitalu po porodzie, mąż, zanim do mnie przyjechał w odwiedziny, musiał zgubić kilka podążających za nim ekip fotoreporterów.
Zapytana, czy często jest nazywana „żoną Ziobry”, odpowiada:
Jestem dumna z mojego męża, dlatego, że jest bardzo szlachetnym i dobrym człowiekiem. Zmieniłam się przy nim, można powiedzieć, że mnie wychował. Przebojową i skoncentrowaną na pasji dziennikarskiej dziewczynę zamienił w odpowiedzialną żonę i matkę. Zawsze był dla mnie oparciem w trudnych momentach. Nie przeszkadza mi, jak ktoś dziś mówi o mnie „żona Ziobry”, a nie Patrycja Kotecka. To mąż jest znaną osobą, a nie ja, więc naturalne jest używanie takiego skrótu do określania mojej osoby.
Kotecka mówi, że nie angażuje się w politykę:
W działalność polityczną męża się nie angażuję. Jak każda żona mam swoje spostrzeżenia, którymi czasem się z nim dzielę. Na okazjonalnych refleksjach moja rola się kończy. Polityka jest niezwykle brutalna i mam wrażenie, że Zbyszek do tego zepsutego świata nie pasuje, że jest za uczciwy, to idealista. On zawsze dotrzymuje słowa, a regułą w polityce jest oszukiwanie wyborców. Bo większość ludzi władzy stosuje się do maksymy Machiavellego, że przecież „nie wolno być niewolnikiem własnych słów”.