Krasnodębski przywołuje obrazy, które mógł oglądać każdy, kto śledził obchody drugiej rocznicy katastrofy smoleńskiej:
Ujawniła się postępująca izolacja i alienacja rządzących oraz popierającego ją establishmentu, zamkniętego w studiach i redakcjach jak w oblężonych twierdzach. Sztuczne, sztywne, wymuszone obchody oficjalne przypominały ceremonie z czasu komunizmu.
Marzeniem obozu rządzącego jest stopniowe „wygaszanie pamięci”. Coroczne wieńce, wiązanki kwiatów i parę skłonów głowy. Tak mają wyglądać obchody „nieupolitycznione”, w których nie mówi się nic o odpowiedzialności, pozornym śledztwie i kampanii dezinformacyjnej, w których nie wspomina się, że Donald Tusk sprzeniewierzył się obowiązkom premiera RP i złamał złożoną Rzeczypospolitej przysięgę – nie inaczej zresztą, jak prezydent Komorowski i marszałkini Kopacz.
Krasnodębski podkreśla, że w końcu dokonano odkrycia, iż na straży prawdy o Smoleńsku stoi nie „sekta”, lecz „lud”:
Zatem nie garstka fanatycznych ludzi, lecz szeroka rzesza – wprawdzie podobno jeszcze nie obywatele, ale już kandydaci na nich. Według mainstreamu obywatelami staną się dopiero, gdy już się naczytają „GW”, naoglądają TVN. Gdy zrozumieją, że bezkrytyczna akceptacja wersji rosyjsko-platformowej i wiara w brzozę świadczy o osiągnięciu wyższego stopnia rozwoju umysłowego właściwego redaktorom zatrudnionym w koncernach Agora i ITI.