To porażka rządu. Ten pomysł rząd forsował wbrew rodzicom, wbrew rodzicom, wbrew Polakom. Na siłę władza obniżyła wiek szkolny. To się nigdy Polakom nie podobało. Nasz naród nigdy nie lubił mieć narzucanych siłą rozwiązań. Tak było w tej sprawie. Po drugie, znaczenie miało nieprzygotowanie szkół na obniżenie wieku szkolnego. Rząd jak zwykle liczył, że samorządy załatwią za niego różne sprawy, że się wyręczy lokalnymi władzami. Jednak rok ubiegły i obecny to bardzo zły czas dla samorządów.
I tłumaczy:
Weszła reguła wydatkowa, samorządy są niezwykle zadłużone m.in. z racji wykorzystania środków unijnych. To zawsze pociąga ze sobą konieczność wkładu własnego. (...) To sprawia, że władze lokalne mają puste kasy. Dlatego właśnie nie były w stanie przygotować szkół na potrzeby 6-latków. Dodatkowo, choć pieniądze samorządów były małe, źle je wydawano. Rząd organizował nieudolne kampanie, które nie odniosły żadnego skutku. To są pieniądze wyrzucone w błoto. Jednak to nie pierwsze i – jak sądzę – nie ostatnie środki, które tak kończą.
Kłosowski przypomina, jak rząd namawiał rodziców, aby sami przygotowali szkoły:
Mało kto dziś już to pamięta. Rzeczywiście minister Hall w 2009 roku wydała oficjalną broszurę, w której wzywała rodziców, by sami, za swoje pieniądze, w prywatnym czasie dostosowali szkoły do potrzeb sześciolatków. Zwracała się szczególnie do malarzy, tynkarzy, projektantów, by wspólnie z dyrektorami przygotowywano szkoły. To jak za czasów PRL, gdy komuniści wzywali do czynów społecznych. My się z programem dot. 6-latków nie zgadzamy, ale nie da się ukryć, że to, co zrobiła z tym programem Platforma, to modelowy przykład zaprzepaszczenia szans na jego realizację. Przy tej okazji zmarnowano ogromną liczbę publicznych pieniędzy.