Porucznik  Bystrzycka pracowała nad tekstem, który był połączeniem opowiadania z elementami reportażu, zakończonym moralnym przesłaniem do czytelnika. Nosił tytuł „Emilia Plater naszych dni" i od razu stał się prekursorem nowego gatunku dziennikarskiego w polskiej prasie komunistycznej na terenach zajętych przez Armię Czerwoną.

Zaczynał się zdaniem: „Emilia urodziła się w rok po powrocie ojca (komunisty) z więzienia." W czasie okupacji 16-letnia dziewczyna wstąpiła do oddziału partyzanckiego (autorka nie podaje jakiego - AL a może GL?), w którym trudniła się likwidowaniem na własną rękę Niemców (zabiła sześciu mężczyzn i jedną kobietę). Zwabiała ich do lasu i strzelała im w głowę z pistoletu kalibru 6 mm. W oddziale partyzanckim dowiedziała się o zamordowaniu jej ojca w więzieniu niemieckim. Ustaliła nazwisko gestapowca odpowiedzialnego za śmierć i odnalazła go.  Bystrzycka pominęła milczeniem, w jaki sposób jej bohaterka oczarowała Niemca, że zaprosił ją do siebie. Skupiła się na opisie egzekucji: „Zabiła go z w jego własnym pokoju w . Wielkie mieszkanie, jakie zajmował sam jeden, zagłuszyło huk wystrzału. Kula weszła przez podbródek i ugrzęzła w mózgu. Pół godziny charczał leżąc na podłodze i wierzgając nogami, a Emilia kolanami gniotła mu pierś i mówiła: - to za mego ojca. Potem ręce z krwi umyła wódką stojącą na stole i nocą przekradła się oknem na podwórze i ukryta za paczką na śmiecie czekała rana. Gdy zaczął się powszedni dzień Niemców - mieszkańców domu, Emilia poprawiła sukienkę i włosy i wyszła przed bramę, spokojna, może bledsza niż zwykle. /.../  Tacy zbudują nową Polskę."

Wybór z książki Macieja Kledzika Rzecz o „Rzeczpospolitej" i przygotowywanego drugiego jej wydania