Warzecha rozpoczyna swoją analizę:
Sobotni marsz był względnym sukcesem jego organizatorów. Po pierwsze dlatego, że udało im się ściągnąć do Warszawy naprawdę dużo ludzi. Jeżeli przyjąć średnią z różnych szacunków, trzeba założyć, że demonstrowało około 100 tysięcy osób. To ogromna liczba – jedna z największych demonstracji, jakie widziała Warszawa. Wszystkie te osoby, choć przyjechały w konkretnej sprawie, ogólnie wyrażały też sprzeciw przeciw rządzącym. Po drugie – ponieważ marsz przebiegł spokojnie i obyło się bez publicznie wypowiadanych słów o „zdrajcach", które łatwo byłoby następnie wykorzystać przeciwko uczestnikom. Propagandyści przeciwnej strony politycznego konfliktu z napięciem czekali na jakieś widoczne przejawy agresji, ale się nie doczekali. Przeciwnie: w centrum miasta trwała dość dziwna symbioza, gdy uczestnicy marszu spokojnie zbierali się i przechodzili obok bywalców warszawskich kawiarni, zajmujących swoje stałe miejsca.
Warzecha pisze o miejscu TV Trwam na multipleksie:
Sukces był jednak względny, z dwóch powodów. Po pierwsze – ponieważ główny postulat uczestników, czyli znalezienie dla TV Trwam miejsca na cyfrowym multipleksie, raczej nie zostanie spełniony. Decyzja Krajowej Rady była polityczna, nie merytoryczna – to musi być jasne nawet dla jej obrońców – i z punktu widzenia obozu władzy opłaca się ją podtrzymać. Raz, że nie byłoby w interesie rządzących upowszechnić dostęp do telewizji o. Rydzyka; dwa, że problem nieprzyznania jej miejsca na multipleksie doskonale galwanizuje konflikt, którego podtrzymywanie jest na rękę właściwie obu stronom.
I pisze o drugim powodzie względnego sukcesu: