Publicysta zaczyna od nakreślenia sytuacji:
Schwytanie nienawistnika, który chciał wysadzić budynek parlamentu, wstrząsnęło polską polityką. Partie zaczęły się licytować, która piękniej przeciwstawi się mowie nienawiści. W tym tygodniu swój projekt nowelizacji kodeksu karnego złożyła Platforma, już wcześniej zrobili to palikotowcy i SLD, tylko patrzeć, jak dołączy do nich prawica. Wszyscy domagają się sądów, wyroków, karania. Podzielam sprzeciw wobec agresji w życiu publicznym, ale nie tędy droga. Nie słyszałem, by gdziekolwiek na świecie udało się rozwiązać zaogniony konflikt polityczny za pomocą kar i represji.
Maziarski podobnie jak Janina Paradowska twierdzi, że w Polsce największym problemem jest sama nienawiść:
Problemem Polski nie jest mowa nienawiści. Problemem Polski jest nienawiść sama w sobie. To prawda, że najczęściej wyraża się ona w formie werbalnej, jednak równie dobrze może znaleźć ujście w buczeniu na cmentarzu albo ucieleśnić się w postaci świra zamachowca czy sfanatyzowanego jegomościa, który rzuca się z pięściami na człowieka zadającego niewygodne pytania na spotkaniu z Antonim Macierewiczem w Czeladzi.
I pisze o sytuacji w Polsce: