Czy zwycięstwo Janusza Piechocińskiego było pewnym komunikatem?
Premier Donald Tusk wyraźnie powiedział, że będzie walczył przede wszystkim o środki z Funduszu Spójności, a nie o Wspólną Politykę Rolną, którą uznał za mniej ważną. (...) W odróżnieniu od tych działaczy PSL, którzy są w rządzie i w parlamencie, większość delegatów na kongres PSL wie, że ich przyszłość w samorządach zależy od pieniędzy z PROW (Program Rozwoju Obszarów Wiejskich - red.). Jeśli tych środków nie będzie, to oni przegrają wybory samorządowe. Zmiana prezesa to wyraźny komunikat: Panowie, nie musicie rozwalać koalicji, ale my się nie godzimy na taką strategię negocjacji, bo PSL zapłaci za to w wyborach samorządowych, czyli tam, gdzie jest najmocniejszy, na poziomie powiatu i województwa.
Profesor analizuje czym tak naprawdę jest zmiana na fotelu szefa PSL:
Decyzja kongresu ma więc merytoryczne uzasadnienie. Problem PSL polega na tym, by mądrze tę grę rozegrać, czyli by media nie dostrzegły pewnej presji wywieranej na premiera. Zmiana prezesa to komunikat dla koalicjanta, że musi walczyć o pieniądze na obszary wiejskie. I są już sygnały, że Donald Tusk to zrozumiał, zapowiadając wolę walki także o środki w ramach WPR. Janusz Piechociński też wie, o co gra. Stąd jego wstrzemięźliwość w sprawie teki ministra i udziału w rządzie. Obietnica, że będzie działał na rzecz partii to w gruncie rzeczy słowo dane lokalnym działaczom PSL, że na szczeblu koalicji będzie uwzględniał ich interesy. A lokalnych działaczy interesuje sukces w negocjacjach o PROW, bo tylko to gwarantuje sukces wyborczy.
I przewiduje: