Z arcynieśmiesznego tekstu Gilesa Corena w "The Times" (angielski celebryta pisał w nim m.in. o tym jak Polacy radzą sobie z Żydami: wrzucają do studni, piją wódkę i tańczą na ich grobach) powstała całkiem spora afera. Oburzenie na polakożercę-recydywistę wyrazili nie tylko londyńska Polonia i polska ambasada, ale również i zdegustowani Brytyjczycy. Ostatnim z nich jest Edward Lucas, szef zagranicznego działu prestiżowego tygodnika "The Economist"(a prywatnie przyjaciel Radka Sikorskiego).
Według Lucasa liczna obecność Polaków w Wielkiej Brytanii służy obu narodom.
Cieszy mnie to, i to nie tylko dlatego że mogę kupować śliwki w czekoladzie i ćwiczyć mój polski. Mocna polska diaspora w Wielkiej Brytanii i innych krajach pomaga zagoić rany spowodowane nieszczęsnym okresem podziałów i zdrady w Europie, który zaczął się w 1938r.
- pisze Lucas we wpływowym dzienniku European Voice. Przypomina jednak, że diaspora ta często nie jest mile traktowana przez miejscowych.
Mimo to brytyjski stereotyp Polaków jest wciąż mylący: ponurzy, szortscy mężczyźni pijący piwo siedząc na ławce. Jednym z efektów tego jest to, że Polacy wydają się być jedyną grupą etniczną, z której dziennikarze mogą bezpiecznie kpić. Wątpię, żeby mainsteramowa gazeta mogła publikować protekcjonalne teksty o muzyce reggae, kozim curry i piwie imbirowym pisząc o karaibskich imigrantach w Wielkiej Brytanii, albo swobodnie żartować z niewolnictwa, voodoo, zorganizowanej przestępczości czy uzależnieniu od narkotyków. W zeszłym tygodniu "the Times" popełnił właśnie coś takiego.