Ta decyzja wpłynie na ich szanse na egzaminie maturalnym, na to, czy dostaną się na wymarzony kierunek studiów i określi ich szanse na rynku pracy.
Sęk jednak w tym, że – jak piszemy w dzisiejszej „Rzeczpospolitej" – licealiści, podejmując tę decyzję, wciąż nie wiedzą, jak będzie wyglądała matura, gdy będą ją zdawać. MEN bowiem nie ogłosiło szczegółów nowego egzaminu maturalnego.
Zasady zdawania matury zmieniały się już wielokrotnie. Oczywiście najprościej byłoby sprawę uznać za kolejny przykład urzędniczego niedbalstwa. Jednak, jak dowodzą nasze wcześniejsze publikacje, to kolejny przypadek nieszczęścia, jakie spotyka polski system edukacji od sześciu lat. Nieszczęście to nazywa się nieprzewidywalność. Od sześciu lat rodzice małych dzieci nie wiedzą, w jakim wieku ich dzieci powinny pójść do szkoły. Choć obowiązkowy początek nauki dla sześciolatków teoretycznie wchodzi w życie od przyszłego roku, reforma była już kilkakrotnie odsuwana w czasie, środowiska rodziców alarmują zaś, że szkoły wciąż są nieprzygotowane do przyjęcia tak małych dzieci. Nawet jeśli zmiany wejdą w życie, w pierwszych klasach spotkają się niemal pełne dwa roczniki dzieci, które z tego powodu przez całą swą edukację będą musiały borykać się z problemami. Decyzja o obniżeniu wieku szkolnego powoduje też bałagan w przedszkolach – bo konieczne stało się przygotowanie zerówek dla pięciolatków i rozwiązanie problemu przyjmowania do tych placówek dwulatków.
Nie brakuje też wielu innych problemów. Najbardziej brak jednak spójnej wizji, jak ma wyglądać polska szkoła. Zamiast niej są kolejne korekty, zmiany, reformy i reformy reform przynoszące tylko niepewność.
Podstawą szacunku obywatela do państwa jest zaufanie do tej instytucji. Trudno się zatem dziwić temu, że rodzice mają kłopot z zaufaniem państwu, które jest absolutnie nieprzewidywalne w tym, co dla rodziców tak ważne – edukacji ich dzieci.