Swego czasu w Stanach Zjednoczonych (i nie tylko) wielką karierę robiło wyrażenie "samonienawidzący się Żyd" ("self-hating Jew"), określające takich członków "narodu wybranego", którzy swoją krytyką rodaków i Izraela potwierdzali antyżydowskie stereotypy i w ten sposób dawali argumenty i "amunicję" antysemitom. Trudno oprzeć się czasami wrażeniu, że na naszej scenie politycznej mamy bardzo pokaźną liczbę "samonienawidzących się konserwatystów" (choć być może celniejsze byłoby określenie "samopogrążający się"). Ludzi takich, którzy swoimi wypowiedziami - najczęściej w niezamierzony sposób - utrwalają negatywny stereotyp konserwatystów jako chamskich, nikczemnych, mało wysublimowanych intelektualnie oszołomów. Mamy więc takich "konserwatystów" jak Joachima Brudzińskiego, mamy prezesa Kaczyńskiego, który jedną wypowiedzią potrafi przegrać wygrane wybory. Mamy też posłankę Krystynę Pawłowicz, której ostatnie ekscesy na antenie TVN24 najlepiej chyba pokazują to zjawisko. W punkt sprawę komentuje to Marcin Makowski na portalu Deon.pl.
Niby wszystkie atuty były w rękach pani profesor: PiS prowadzi w sondażach, PO i Ruch Palikota wykazują tyle inicjatywy, co pijany poseł na sejmiku szlacheckim, a ostatnie uliczne podrygi liberalnej lewicy (Marsze Równości i Marsz Szmat), pokazały dobitnie, że jedyne, na co stać te środowiska, to nieczytelna dla większości odbiorców obscena.
- Pisze Makowski. I pokazuje, jak wszystkie te atuty udało się pani profesor zniweczyć.
Wystarczyło spokojnie porozmawiać z Jarosławem Kuźniarem, nie dać się sprowokować i jak krowie na rowie wytłumaczyć: jeśli ktoś wychodzi na ulice z gołym biustem, ubrany jak prostytutka, to w rzeczywistości robi sobie środowiskowy happening, a nie walczy z gwałtami. Można było podkreślić, że ustawa o zaostrzeniu kar za przestępstwa seksualne została odrzucona głosami koalicji, zaproponować jakąś merytoryczną inicjatywę obywatelską i - przede wszystkim - nie dać się sprowadzić do poziomu dyskusji o "szmatach", używając języka szmat. Co z tego, że prof. Pawłowicz miała rację, a ulica w centrum stolicy to nie miejsce na pochody "prostytutek i alfonsów"? Dla poseł Prawa i Sprawiedliwości to było za mało. Musiały paść słowa o k...., gdzieś w to wszystko musiała zostać wpleciona Anna Grodzka (która się rzekomo zeszmaciła), czy też obwisłe piersi demonstrantek (z którymi wstyd do ludzi wychodzić).