Co było dla pana największym zaskoczeniem minionego roku?
Paweł Śpiewak:
Najbardziej poruszyły mnie lokalne referenda. Przypadek Warszawy, Elbląga i innych miast pokazuje, że tworzą się nowe ruchy społeczne, które nie chcą uczestniczyć w polityce, z jaką mamy do czynienia, ale nie chcą też oddać swoich miast partiom politycznym. Teraz dochodzi przypadek Krakowa i aktywistów, którzy protestują przeciw bezsensownemu pomysłowi olimpiady. To jest dla mnie ciekawe zjawisko, bo uważam, że największą katastrofą polskiej polityki jest wszechobecna partiokracja. Kilka partii próbuje zawładnąć całą przestrzenią publiczną i administracyjną. Powstaje nowa nomenklatura. To ci, których dobiera się jedynie wedle zasad lojalności, a nie kompetencji. Życie polityczne sprowadzają do jałowych sporów, mianują ludzi na stanowiska nie ze względu na to, co potrafią, tylko kim są w partii. Widać to było zresztą po ostatnich zmianach w rządzie. I dzieje się tak niezależnie od tego, kto akurat jest u władzy. Pazerność tych ludzi i swoista korupcja polityczna muszą niepokoić.
W ubiegłym roku pojawił się na scenie politycznej nowy gracz Jarosław Gowin. Może jego partia, która wprowadza nowych ludzi do polityki, coś zmieni?
Partia Gowina, jak sądzę, nie ma przyszłości. Przecież Gowina wylansował Donald Tusk po to, żeby w pierwszej fazie wyborów partyjnych nie bić się o władzę z Grzegorzem Schetyną. Sam Gowin ma niezbyt wiele do zaoferowania poza ogólnikowymi wezwaniami: rodzina, Kościół, wolny rynek. Brzmi to dość anachronicznie.