Nie ma obecnie w Stanach Zjednoczonych gorszej zbrodni, niż bycie rasistą. Głoszenie rasistowskich poglądów publicznie skazuje na społeczny ostracyzm i potępienie. Tak dziala poprawność polityczna - i w zasadzie dobrze, bo rasizm to wyjątkowo idiotyczna ideologia. Problem jednak w tym, że tak definicja "rasizmu", jak i "kara" za jego głoszenie cały czas, niemal bezwładnie się rozszerza, przez co coraz częściej "karanie" rasistów - prawdziwych i wyimaginowanych - ma w sobie coś z polowania na czarownice. W rezultacie rasistą dziś może być nawet ktoś, kto nie głosi rasistowskich poglądów, ale np. nie popiera legalizacji małżeństw homoseksualnych - ponieważ według niektórych jest to taki sam jak sprzeciwianie się legalizacji małżeństw mieszanych rasowo (nie pytajcie mnie o logikę takiego stwierdzenia).
To, jak daleko zaszedł wpływ poprawności politycznej obrazuje sprawa, którą amerykańskie media żyły niemal non-stop w ostatnich kilku dniach - sprawa Donalda Sterlinga, właściciela drużyny NBA Los Angeles Clippers. Sterling okazał się być rasistą. Lecz rasistą ukrytym, bo swoją niechęć do przedstawicieli innych ras zdradzał wyłącznie w prywatnych rozmowach. Problem jednak w tym, że za to, że w upublicznionej przez jego partnerkę prywatnej rozmowie powiedział do niej:
Możesz sypiać z czarnymi, możesz przyprowadzać ich do domu i robić z nimi co chcesz, ale nie przychodź z nimi na moje mecze. Nie musisz się też pokazywać obok nich na zdjęciach na Instagramie
Sterling okazał się więc rasistą - co zważywszy na to, że zdecydowana większość graczy Clippers to czarnoskórzy, zakrawa na fantastyczną ironię. Sprawa wydaje więc dość trywialna, by nie rzec po prostu: głupia. Ale nic to, bo dzięki elementowi rasowemu przykuła uwagę mediów i urosła do rangi czołowego problemu. W rezultacie liga NBA wczoraj dożywotnio zdyskwalifikowała właściciela, odebierając mu de facto prawo do zarządzania klubem, oraz wlepiła mu ponad 2 miliony (sic!) dolarów grzywny.
Decyzję ligi w zasadzie można zrozumieć, bo tak klub, jak i NBA poniosła na skandalu straty wizerunkowe. Jednak tak drastyczna kara za to, co ktoś powiedział w prywatnej rozmowie musiała wzudzić duże kontrowersje wśród mediów. Musiała, lecz nie wzbudziła. Na konferencji prasowej po ogłoszeniu decyzji NBA nikt nie kwestionował słuszności decyzji - oprócz reporterki mocno prawicowej telewizji Fox News, która zadała następujące pytanie: