„Ja nie rozumiem, że ktoś na bardzo wysokim poziomie intelektualnym idzie do polskiego kościoła" – rzekł w telewizji Michał Witkowski i ja wierzę, że on nie rozumie. Ktoś na wysokim poziomie, cóż dopiero na bardzo wysokim poziomie intelektualnym, czegoś takiego by nie powiedział. Zwłaszcza, gdyby dopiero co łasił się do dziewczyn z Pudelka i przymawiał o następny występ, oferując w zamian ekskluzywne zabawy praktyczne w zaprzyjaźnionym prosektorium. Sekcję zwłok w zamian za wywiad i lans – taki deal.
Prawda jest taka, że Witkowski - Pierwszy Ekscentryk Kraju i Europejczyk całą, że tak powiem, gębą, jest z tej samej bajki, co taki zakurzony eksponat muzealny, jak choćby Kik Kazimierz - klasyczny ekspert nadwiślańskiej telewizorni, karmiony piersią matuszki PZPR od roku 1970. Kik, począwszy od zawodu górnika, poprzez karierę lektora leninowskich farmazonów, doszedł do zaszczytów profesorskich i nie wychodzi dziś z telewizora.
„Media powinni przestać zapraszać go", „Ten pan nie zasługuje na to, żeby go pokazywać w telewizji" – przyłożył ekspertyzą politologiczną świeżo wynikłego problemu honoru ów kilkudziesięcioletni wyrobnik komunizmu. Stawił się w studiu TVP Info już bodaj w niespełna godzinkę po napaści skandalisty Korwina – Mikkego na posła Boniego. Bo Kik ma pokazywać się i filozofować w telewizji, gdyż sobie na to zasłużył.
„Żebyście Korwina nie zapraszali do telewizji" i „Zbydlęceniu trzeba powiedzieć dość!" – wyseplenił do ekspresowo podstawionego sitka, a jakże by nie, obły obcinacz świńskiego łba, do którego TVP Info z mety uciekła się także po wsparcie intelektualne i radę w kwestii honoru Mikkego. Komuż przeszkadza, że do dziś chociażby nie mamy pewności, kto był autorem niezapomnianego, sejmowego żartu pod adresem Prezesa, czyli chamskiego bon motu: „Zadzwoń do brata!". Nie mamy, bo hołocie zabrakło honoru i odwagi, żeby się przyznać.
Zatem, dostaliśmy to w końcu na tacy. Odcięcie od telewizji i mikrofonu jest represją. „Kropka nad i", „Dziś wieczorem" i inne laboratoria nadwiślańskiej myśli politologicznej są handicapem dla naszych zasłużonych. To już wolno mówić o tym głośno?