A jednak coś się stało

Bagatelizowanie afery taśmowej przez media było błędem - odkrywa Witold Gadowski

Publikacja: 31.07.2014 15:23

A jednak coś się stało

Foto: Fotorzepa, Justna Cieślikowska Justna Cieślikowska

Tylko jedna rzecz tego lata w polskiej polityce była bardziej niepokojąca od afery taśmowej - lekceważenie tej afery przez część mediów. Zwykle bowiem kiedy wybucha afera obnażająca skandale i zepsucie władzy, pierwszym instynktem dziennikarskim jest jej rozliczenie i napiętnowanie. Tymczasem w tym przypadku było wręcz odwrotnie.

Publicyści - zapewne ze strachu przed przyjściem PiS - zabrali się do wyjaśniania, że w istocie nic się nie stało, na taśmach nie ma nic skandalicznego, a nawet że są one dowodem na to, że nasi politycy troszczą się o los Polski. Jeśli prasa, której zadaniem w demokracji jest "patrzenie władzy na ręce", ułatwia tej władzy wytłumaczenie się ze skandalu i otwarcie toleruje patologie w państwie, to nie można być spokojnym o przyszłość naszego systemu politycznego.

Dlatego właśnie taką miłą i satysfakcjonującą lekturą jest dzisiejszy komentarz w "Gazecie Wyborczej", który w końcu zauważa ten problem i idzie na przekór obowiązującej tezie pod hasłem "Polacy, nic się nie stało". Autorem komentarza jest - tu miejsce na zdziwienie - Witold Gadomski.

Wiele wskazuje na to, że [afera taśmowa] nie wymusi on potrzebnych zmian w państwie. Zostanie zmarnowana okazja, by ze złej rzeczy, którą były sam podsłuch i wiele wypowiedzi podsłuchiwanych polityków, uczynić coś dobrego dla Polski.

- pisze Gadomski. I nie waha się krytykować postaw swoich redakcyjnych kolegów.

Rzucone przez premiera hasło: "Polacy, nic się nie stało" podchwyciły niektóre media uważające, że najgorsze nawet rządy Platformy są dla Polski lepszym scenariuszem niż rządy PiS. Hasło to dotarło też do wyborców niechętnych opozycyjnej partii. Okazało się, że rozumienie tego, co się czyta, jest obarczone sympatiami lub antypatiami partyjnymi.

Co więcej, Gadomski konkretnie i skrzętnie wylicza wszystkie patologie, które powinny zmartwić Polaków, ale które za radą premiera media hurtowo zlekceważyły.

W podsłuchanych rozmowach było wiele niepokojących informacji lub poszlak: namawianie prezesa banku centralnego, by pomógł rządowi przed wyborami; wypowiedź ministra, któremu podlegają służby siłowe, że konkretny, wymieniony z nazwiska biznesmen może być poddany administracyjnym szykanom; naciski rządu na spółkę, w której skarb państwa ma 30 proc. udziałów, by przed wyborami obniżyła cenę paliw; podważenie wiarygodności amerykańskich gwarancji bezpieczeństwa dla naszego kraju.

- wskazuje publicysta - i drąży dalej, malując mizerny obraz wyłaniający się z nagrań.

Podsłuchane rozmowy nie są wprawdzie dowodem na katastrofę państwa, ale pokazują zjawiska niepokojące - brak koordynacji między poszczególnymi resortami (stąd na przykład opóźnienia budowy gazoportu), niską jakość struktur państwa na różnych szczeblach, ręczne sterowanie gospodarką przez rząd, skłonność do wykorzystywania służb siłowych przeciwko przedsiębiorcom, brak pomysłu na to, jak przyspieszyć wzrost gospodarczy (stąd próba namówienia NBP, by sztucznie go przyspieszył). Rozmowy ujawniają też bylejakość kadr PO, koncentrowanie się na personalnych gierkach, a nie na celach strategicznych. To obraz partii zmęczonej władzą, która ma wyborcom do przekazania tylko jedno pozytywne przesłanie - jeśli nas nie wybierzecie, to do władzy wróci PiS.

- pisze Gadowski. Celnie, lecz chyba trochę za późno.

Tylko jedna rzecz tego lata w polskiej polityce była bardziej niepokojąca od afery taśmowej - lekceważenie tej afery przez część mediów. Zwykle bowiem kiedy wybucha afera obnażająca skandale i zepsucie władzy, pierwszym instynktem dziennikarskim jest jej rozliczenie i napiętnowanie. Tymczasem w tym przypadku było wręcz odwrotnie.

Publicyści - zapewne ze strachu przed przyjściem PiS - zabrali się do wyjaśniania, że w istocie nic się nie stało, na taśmach nie ma nic skandalicznego, a nawet że są one dowodem na to, że nasi politycy troszczą się o los Polski. Jeśli prasa, której zadaniem w demokracji jest "patrzenie władzy na ręce", ułatwia tej władzy wytłumaczenie się ze skandalu i otwarcie toleruje patologie w państwie, to nie można być spokojnym o przyszłość naszego systemu politycznego.

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Świąteczne prezenty, które doceniają pracowników – i które pracownicy docenią
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości
Publicystyka
Jerzy Haszczyński: Sędziowie decydują o polityce Rumunii