Andrzej Szahaj: Pora na model skandynawski

Polska transformacja przebiegała pod znakiem neoliberalizmu i pod dyktando „brygad z Mariotta”.

Aktualizacja: 29.11.2023 06:00 Publikacja: 29.11.2023 03:00

Andrzej Szahaj

Andrzej Szahaj

Foto: Materiały Prasowe

Istnieją cztery podstawowe modele kapitalizmu: anglosaski, reński, azjatycki oraz skandynawski, zwany czasem także nordyckim. Nie ma tutaj miejsca, aby charakteryzować je dokładnie. Wystarczy, jeśli porównamy ze sobą dwa: anglosaski oraz skandynawski. A to dlatego, że pierwszemu hołdujemy do dziś, a drugi wart byłby wdrożenia. Model anglosaski upowszechnił się u nas za sprawą pewnego splotu okoliczności. Był dominujący i tryumfujący na początku naszej transformacji, a związana z nim ideologia neoliberalna była hegemoniczna w świecie Zachodu.

Imponujące ożywienie gospodarek anglosaskich po wdrożeniu reform prorynkowych przez Ronalda Reagana i Margaret Thatcher, połączone z odkryciem uroków ideowego źródła ich postępowania – ekonomicznych doktryn noblistów Fryderyka Augusta von Hayeka (to jego kazała czytać członkom swego gabinetu pani Thatcher) oraz Miltona Friedmana, jak i całej tzw. szkoły chicagowskiej w ekonomii, której był on reprezentantem, spowodowało, że w powszechnym odbiorze wydawało się, iż ekonomiczny Święty Graal został odkryty. Pojawiła się atmosfera bezalternatywności.

Koniec wszystkiego

Na jej fali Francis Fukuyama wieszczył koniec historii, a wielu innym wydawało się, że prześladujące świat Zachodu kryzysy ekonomiczne to już przeszłość. Tryumf neoliberalnej ideologii spod znaku bezgranicznej ufności w wolny rynek jako nieomal doskonałego regulatora nie tylko wszelkich stosunków ekonomicznych, ale szerzej – wszelkich stosunków społecznych wydawał się całkowity. Rozwiązania skrajnie wolnorynkowe najwcześniej przećwiczone w Chile po obaleniu Salvadora Allende (1973) wydawały się lekiem na całe zło.

Czytaj więcej

Czy kapitalizm stał się nowym totalitaryzmem?

Na urok neoliberalizmu – doktryny głoszącej konieczność zdjęcia regulacji państwowych z wolnego rynku, uwolnienia potencjału kapitalizmu krępowanego jakoby przez otoczenie polityczne (postulatem była gospodarka wolna od wpływów polityki, tak jak gdyby kiedykolwiek taka gospodarka istniała), domagającej się obniżenia podatków, rygoryzmu budżetowego i polityki zaciskania pasa (tzw. austerity), akceptacji społecznych nierówności, ograniczenia czy wręcz likwidacji tzw. państwa socjalnego, powszechnej prywatyzacji oraz zgody na objęcie wolnorynkowym władaniem jak największej części życia ludzkiego (to w tym czasie powstały np. sławne analizy małżeństwa jako kontraktu ekonomicznego, czy władzy politycznej jako de facto sfery wyborów tożsamych z wolnorynkowymi) – nie pozostały obojętne nawet dla państw skandynawskich, Niemiec czy Francji. Krajów, które przez dziesięciolecia pozostawały wierne ideałom tzw. zorganizowanego kapitalizmu, czyli systemu, w którym rynek był ściśle regulowany przez państwo, a gospodarka podlegała prymatowi wyborów politycznych.

Urokom neoliberalizmu uległa także lewica, która miast bronić swojej tożsamości oraz swych pryncypiów, zajęła się w latach 90. i później konstruowaniem i wdrażaniem w życie tzw. trzeciej drogi (Bill Clinton, Tony Blair, Gerhard Schroeder), co ostatecznie zakończyło się dla niej katastrofą w postaci utraty wiarygodności na lata (to również przypadek polskiego SLD).

W tej sytuacji trudno się dziwić, że także nasza transformacja przebiegała pod dyktando neoliberalizmu, tym bardziej że doradzali nam głównie Amerykanie (sławne, dobrze opisane w literaturze naukowej, „brygady Mariotta”), którzy chcieli, aby kapitalizm polski jak najbardziej przypominał amerykański. Z kolei zasoby ideowe polskiego liberalizmu przede wszystkim w dominującej – gdańskiej wersji stanowiły wręcz kopię neoliberalnego wzorca, o czym łatwo się przekonać, czytając książkę Janusza Lewandowskiego pt. „Neoliberałowie wobec współczesności” (1989), onegdaj bardzo wpływową.

Trzeba porzucić neoliberalne mrzonki, że np. „przypływ podnosi wszystkie łodzie”, a „bogactwo skapuje z góry na dół” 

Era dominacji neoliberalizmu skończyła się definitywnie po kryzysie ekonomicznym 2008 roku. Już wcześniej na jego obrazie pojawiły się istotne rysy (katastrofa społeczna neoliberalnych reform w Boliwii, Chile czy Rosji), jednak to właśnie ów kryzys pokazał, że był on przepisem na ekonomiczne i społeczne nieszczęście. Fala tzw. populizmu to nic innego niż tylko powszechna reakcja na jego błędy, na czele z ogromną niesprawiedliwością społeczną, którą produkował (bogacenie się bogatych i ubożenie biednych).

Lepszy model

W świetle wspomnianego kryzysu nowego blasku nabrały alternatywne wobec anglosaskiego modele kapitalizmu. W szczególności model skandynawski. Wróżono mu kiedyś zmierzch, wieszczono jego ostateczny kryzys, życzono upadku. Okazuje się jednak, że wyszedł on zwycięsko z konfrontacji z modelami innymi, przede wszystkim anglosaskim, choć po drodze przechodził także pewne kryzysy (Szwecja, Finlandia).

Dziś nie ulega już żadnej wątpliwości, że jest to model zdecydowanie najlepszy, łączący efektywność ekonomiczną z rozbudowanym państwem socjalnym. Nic dziwnego zatem, że państwa nordyckie znajdują się już od lat w ścisłej czołówce wszelkich rankingów jakości życia. Wiele z jego wskaźników wykazuje wręcz przepaść pomiędzy nimi a Stanami Zjednoczonymi – wzorem realizacji zasad anglosaskiego modelu kapitalizmu.

Czytaj więcej

Populizm kontra kapitalizm. Czy wracamy do prawdziwej polityki?

Dotyczy to np. efektywności służby zdrowia, systemu penitencjarnego, skali nierówności społecznych, liczby tzw. pracujących biednych, poczucia bezpieczeństwa osobistego, zadowolenia z życia. W niektórych przypadkach różnice są szokujące, jak np. w statystykach umieralności niemowląt czy skali bezdomności.

Nic dziwnego, że obecnie także większość młodych ludzi w Stanach Zjednoczonych uważa model skandynawski za zasadniczo lepszy niż model amerykański. Nie ulega zatem żadnej wątpliwości, że to właśnie ów model powinien stać się wzorem dla krajów wciąż poszukujących swojej drogi, jak Polska. Najwyższa już pora, abyśmy ostatecznie porzucili neoliberalne mrzonki w typie: „przypływ podnosi wszystkie łodzie”, „bogactwo skapuje z góry na dół”, „każdy jest kowalem swojego losu”, „nierówności są dobre, bo motywują do ciężkiej pracy”, „im niższe podatki, tym lepiej dla wszystkich”, i przestali się wzorować na Stanach Zjednoczonych, a zaczęli na Szwecji, Finlandii, Norwegii czy Danii.

Oczywiście pomiędzy krajami tymi zachodzą istotne różnice. Idzie jednak o to, abyśmy łaskawym wzrokiem spojrzeli na skandynawskie rozwiązania. Jakie?

Przykłady praktyczne

Zbiorowe układy pracy, jako lekarstwo na asymetrie w relacjach pomiędzy pracodawcą a pracownikiem. Partycypacja pracowników w rządzeniu przedsiębiorstwem, jako lekarstwo na ich poczucie alienacji i marginalizacji. Silne związki zawodowe, jako lekarstwo na wyzysk (tu mamy nieomal wszystko do zrobienia). Mechanizm stałych konsultacji pomiędzy pracodawcami, pracownikami i państwem, jako lekarstwo na ciągły konflikt społeczny. Znakomity poziom usług publicznych warunkowany wysokimi i progresywnymi podatkami (nasze ciągłe dążenie do ich obniżania zakrawa na zbiorowy obłęd), jako sposób na dobre życie. Udział naukowców w konsultowaniu zasadniczych reform ekonomicznych i społecznych, jako środek do zachowania racjonalności społecznej (w Polsce po 1989 rzadko kto ich słuchał). Dążenie do niwelowania zbyt wysokich nierówności społecznych, jako środek do wykształcenia poczucia sprawiedliwości stosunków społecznych. Efektywne państwo, któremu obywatele ufają (nie żadne „tanie państwo”!), jako narzędzie kształtowania poczucia pewności i bezpieczeństwa. Gospodarka mieszana z silnym, dobrze zarządzanym sektorem państwowym oraz efektywnym sektorem spółdzielczym, jako sprawdzony historycznie przepis na sukces gospodarczy (oprócz krajów skandynawskich odniosły go np. także Austria czy Francja wierne temu podejściu). Doskonała edukacja zapewniona przez szkoły i uniwersytety państwowe, jako sposób na wyrównywanie szans życiowych (w najlepszym na świecie systemie edukacyjnym – fińskim nie ma w ogóle miejsca na prywatne szkoły i uczelnie). Nastawienie na współpracę, a nie konkurencję, jako oczywisty sposób budowania dobrego społeczeństwa. Krzewienie solidarności i wspólnotowości, jako lekarstwo na ludzką samotność. Lansowanie wzorów osobistej skromności i uczciwości, jako sposób na demolujące tkankę społeczną chciwość i bezwzględność.

Czytaj więcej

Czemu praca najemna traci sens?

To tylko garść z tych najważniejszych cech systemu skandynawskiego (przyznam – nieco wyidealizowanego). Zaiste zadziwiające jest, dlaczego przez ostatnie dziesięciolecia nawet nie rozpoczęliśmy w Polsce dyskusji nad szansami jego wdrożenia także u nas. Dlaczego wzorów szukaliśmy daleko, za oceanem, a nie sięgaliśmy po te, które są znacznie bliżej. Najwyższa pora, aby to zmienić.

Jasne, że nigdy nie staniemy się drugą Szwecją czy Finlandią, ale przynajmniej spróbujmy pójść w ich ślady. I nie zasłaniajmy się różnicami kulturowymi. Wzory kulturowe ulegają zmianie, nie są czymś sztywnym. I w naszej kulturze możemy znaleźć elementy skandynawskiego myślenia, że wspomnę jedynie o ruchu spółdzielczym w okresie międzywojennym, czy tradycji demokratycznego socjalizmu spod znaku przedwojennego PPS-u. Zmiana władzy jest dobrym momentem, abyśmy spróbowali wymyślić siebie na nowo. Najgorsze, co moglibyśmy zrobić, to wrócić w stare neoliberalne koleiny. Niestety, wcale liczne głosy dochodzące z obozu faktycznych zwycięzców wyborów nie napawają w tym względzie optymizmem, szczególnie ich pogardliwe wzmianki o tzw. socjalu (pomoc społeczna to inwestycja, a nie strata pieniędzy). Neoliberalizm nie chce zejść ze sceny, jego truchło wciąż straszy. Ożywienie go to przepis na katastrofę.

Autor jest filozofem, profesorem nauk humanistycznych UMK

Istnieją cztery podstawowe modele kapitalizmu: anglosaski, reński, azjatycki oraz skandynawski, zwany czasem także nordyckim. Nie ma tutaj miejsca, aby charakteryzować je dokładnie. Wystarczy, jeśli porównamy ze sobą dwa: anglosaski oraz skandynawski. A to dlatego, że pierwszemu hołdujemy do dziś, a drugi wart byłby wdrożenia. Model anglosaski upowszechnił się u nas za sprawą pewnego splotu okoliczności. Był dominujący i tryumfujący na początku naszej transformacji, a związana z nim ideologia neoliberalna była hegemoniczna w świecie Zachodu.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Roman Kuźniar: Atomowy zawrót głowy
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny