W znanej komedii Moliera „Mieszczanin szlachcicem” Pan Jourdain stwierdza z rozbrajającą szczerością: „Zatem ja już przeszło 40 lat mówię prozą, nie mając o tym żywego pojęcia!”.
To wyznanie przychodzi mi na myśl, ilekroć moi rodacy są zdziwieni komentarzem, że mówią językiem rasizmu. Jak polityk straszy uchodźcami z Afryki, to ma pewnie świadomość, że jest to przejaw rasizmu, lecz czego się nie robi, by wygrać wybory. Gdy jednak w liberalnych mediach wykształceni komentatorzy używają języka rasizmu, to włos się jeży. Przecież w erze internetu łatwo sprawdzić definicję rasizmu. Dlaczego więc w audycji porannej radia TOK FM znany dziennikarz sugeruje, że liderzy Francji, Niemiec i Włoch nie chcieli jechać jednym pociągiem do Ukrainy z prezydentem Rumunii, bo mu pachnie z ust czosnkiem? Na łamach „Rzeczpospolitej” znany felietonista buńczucznie zaś ogłasza, że Polacy nie mają powodu, by przepraszać za rasizm. Czy nie wiedzą oni, że rasizm nie dotyczy tylko poniżania osób o czarnym kolorze skóry? A może nie trzeba też przepraszać za antysemityzm czy za pogardliwe komentarze na temat Niemców, Ukraińców, Romów czy Rumunów?