Jacek Czaputowicz: Szkoda, że nie mamy tu Budapesztu

Polska łamie zasady demokratyczne w większym stopniu niż Węgry – pisze były minister spraw zagranicznych.

Publikacja: 11.09.2023 03:00

Prof. Jacek Czaputowicz

Prof. Jacek Czaputowicz

Foto: PAP/Viacheslav Ratynskyi

Polska, tak jak wcześniej Węgry, organizuje wybory i referendum w tym samym dniu. Daje to podobnie jak na Węgrzech możliwość narzucenia tematów debaty i skierowanie dodatkowych środków na kampanię wyborczą obozu rządowego. W obu krajach pytania referendalne zostały sformułowane tendencyjnie, ich celem nie było rozstrzygnięcie ważnych kwestii społecznych, lecz skłonienie wyborców do głosowania na partię rządzącą.

Wyborendum

Występują jednak istotne różnice między systemami wyborczymi obu państw. Węgrzy potwierdzali odebranie kart do głosowania na osobnych listach dla wyborów i dla referendum. Głosy nieważne nie były wliczane do frekwencji decydującej o tym, czy referendum będzie wiążące (okazało się ono niewiążące, ponieważ liczba głosów ważnych nie osiągnęła 50 proc.).

Czytaj więcej

Jacek Czaputowicz: Zasady głosowania w referendum jeszcze można poprawić

W Polsce głosy nieważne liczone są do frekwencji, dlatego sprzeciw wobec referendum można wyrazić jedynie poprzez niewzięcie w nim udziału. Z kolei odmowa odebrania karty referendalnej ujawnia poglądy polityczne, co jest sprzeczne z zasadą tajności głosowania. Polacy będą też potwierdzać odbiór kart wyborczych i referendalnej na jednej liście.

Powstanie więc swoista hybryda, nie będzie można określić osób biorących udział w referendum bez uwzględnienia wyborów i odwrotnie. Uczestnicy referendum będą określeni jako ci, którzy wezmą udział w wyborach, a zarazem nie będą mieli adnotacji, że odmówili przyjęcia karty referendalnej. Jeden z komentatorów określił takie połączenie wyborów i referendum mianem „wyborendum”.

Państwo staje się przestępcą

Obserwatorem wyborów na Węgrzech było m.in. polskie Ordo Iuris. Prezes tej organizacji mec. Jerzy Kwaśniewski słusznie twierdzi, że gdy wymogiem ważności referendum jest określona frekwencja, nie można zawyżać jej sztucznie.

„Każdy obywatel – pisze mec. Kwaśniewski – musi mieć prawo do przystępnego oddania głosu w wyborach i odrębnej decyzji o głosowaniu w referendum. Nie można ani odmawiać pobrania karty, ani wyrzucać kart. To zaproszenie do fałszerstw”. Na Węgrzech – przypomnijmy jednak – wyborcy kwitowali odbiór kart do głosowania na osobnych listach.

Czytaj więcej

Były minister w rządzie PiS: Zbliżamy się do Białorusi. Wybory mogą być podważone

Rzecznik praw obywatelskich Marcin Wiącek twierdzi z kolei, że wyborca, który chce odmówić przyjęcia karty referendalnej, może poczuć się „dyskomfortowo”, co w języku prawa oznacza, że będzie obawiać się zagłosować zgodnie ze swoją wolą. Rzecznik zwraca też uwagę na możliwość nagrywania prac komisji przez mężów zaufania.

W ten sposób adnotacje przy nazwiskach osób odmawiających przyjęcia karty referendalnej w połączeniu z możliwością nagrywania głosowania stają się formą przemocy strukturalnej. A przecież art. 250 kodeksu karnego stanowi: „Kto, przemocą, groźbą bezprawną lub przez nadużycie stosunku zależności, wywiera wpływ na sposób głosowania osoby uprawnionej albo zmusza ją do głosowania lub powstrzymuje od głosowania, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”.

Państwo polskie nie chroni już prawa obywateli do głosowania w sposób tajny, tak aby mogli oni oddać głos w zgodzie z wolą niezakłóconą czynnikami zewnętrznymi. Używa przemocy strukturalnej, wykorzystując obawy obywateli przed realnymi czy potencjalnymi represjami. Tym samym państwo staje się przestępcą w świetle stanowionego przez siebie prawa.

Państwowa Komisja Wyborcza utrzymuje, że nadużycia w wyborach i referendum są praktycznie niemożliwe. Członkowie komisji nie mają prawa robić zdjęć spisów wyborczych, a za naruszanie tajności głosowania mogą odpowiadać prawnie. Komisje są pluralistyczne, członkowie będą kontrolować się wzajemnie, a plomby na spisach wyborczych i zakaz ich udostępnienia poza potrzebami postępowania sądowego powinny oddalić wszelkie podejrzenia. Jaki sens mają jednak te gwarancje wobec możliwości nagrywania głosowania przez partyjnych mężów zaufania?

Nie ma miejsca na moralność Kalego

Premier Mateusz Morawiecki przypominał niedawno wybory samorządowe w 2014 r., twierdząc, że doszło w nich do ewidentnych fałszerstw. Podzielam tę opinię, chociaż wtedy PKW nie dostrzegała większych nieprawidłowości. Wraz z Antonim Kamińskim i Antonim Dudkiem wskazywaliśmy wówczas w artykule pt. „Skandal wyborczy” („Rzeczpospolita”, 17 marca 2015 r.), że w niektórych okręgach liczba głosów nieważnych była większa od liczby głosów ważnych, a w innych okręgach rozkład głosów był ewidentnie sprzeczny z prawami statystyki.

Czytaj więcej

Jacek Czaputowicz: Decyzje PKW zniekształcą nie tylko wynik referendum, ale też wynik wyborów

Postulowaliśmy powołanie zespołu do zbadania tej sprawy i ponowne przeliczenie głosów. Gdyby się na to wtedy zdecydowano, być może społeczna świadomość zagrożeń byłaby dziś większa. To z kolei ograniczałoby pokusę naginania zasad wyborczych w celu zapewnienia korzyści swojej formacji.

Nie można jednak usprawiedliwiać łamania zasad demokracji wcześniejszymi nieprawidłowościami. Nie powinno być miejsca na moralność Kalego, na piętnowanie nadużyć innych, a przymykanie oka na własne. Zasady wyborcze powinny być oceniane według obiektywnych kryteriów demokracji, a nie z perspektywy tego, kto będzie ich beneficjentem.

Przemoc strukturalna wszczepiona w polski system wyborczy sprawia, że z perspektywy zasad demokracji jest on bardziej naganny niż słusznie krytykowany system węgierski. Będzie to zapewne miało wpływ na ocenę wyborów przez społeczność międzynarodową. Chociaż zabrzmi to paradoksalnie, szkoda, że nie mamy w Warszawie Budapesztu. Jest znacznie gorzej.

Prof. Jacek Czaputowicz

Politolog, wykładowca UW, w latach 2008–2012 dyrektor Krajowej Szkoły Administracji Publicznej, od stycznia 2018 do listopada 2020 r. minister spraw zagranicznych; w czasach PRL działacz opozycji demokratycznej, jeden z założycieli Niezależnego Zrzeszenia Studentów oraz Ruchu Wolność i Pokój

Tytuł, lead i śródtytuły od redakcji

Polska, tak jak wcześniej Węgry, organizuje wybory i referendum w tym samym dniu. Daje to podobnie jak na Węgrzech możliwość narzucenia tematów debaty i skierowanie dodatkowych środków na kampanię wyborczą obozu rządowego. W obu krajach pytania referendalne zostały sformułowane tendencyjnie, ich celem nie było rozstrzygnięcie ważnych kwestii społecznych, lecz skłonienie wyborców do głosowania na partię rządzącą.

Wyborendum

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Gruzja o krok od przepaści
Publicystyka
Ćwiek-Świdecka: Czy nauczyciele zagłosują na KO? Nie jest to już takie pewne
Publicystyka
Tomasz Grzegorz Grosse, Sylwia Sysko-Romańczuk: Gminy wybiorą 3 maja członków KRS, TK czy RPP? Ochrona przed progresywnym walcem
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Dlaczego Tusk przerwał Trzeciej Drodze przedstawianie kandydatów na wybory do PE
Publicystyka
Annalena Baerbock: Odważna odpowiedzialność za wspólną Europę