Coraz więcej polityków, już nie tylko z Europy Środkowej – jak chociażby Donald Tusk – zwraca uwagę na niekorzystne skutki kryzysu migracyjnego dla Europy i skłania się do interpretacji, że kryzys ten mógł zostać wywołany celowo przez obce mocarstwa w celu politycznego i gospodarczego osłabienia Unii Europejskiej. Nazywając rzeczy po imieniu – jest to składnik prowadzonej na świecie wojny hybrydowej, w której najbardziej obrywa naiwna Europa.
Reprezentujący centrum politycy głównego nurtu brną jednak dalej w kierunku, który obrali na początku, powodując radykalizację nastrojów w swoich społeczeństwach. W Niemczech na niechęci do Angeli Merkel zyskuje powstała trzy lata temu partia Alternatywa dla Niemiec. To konserwatywne ugrupowanie zbija kapitał polityczny na kryzysie migracyjnym i niechęci ugrupowań rządzących do stosowania mechanizmów demokracji bezpośredniej. Chociaż ogólnoniemiecke sondaże przypisują na razie partii około dwunastoprocentowe poparcie, AfD ma szanse na zwycięstwo w zbliżających się wielkimi krokami wyborami w landach. Partia nie tylko wyprzedziła SPD w sondażach we wschodnim landzie Saksonia-Anhalt, ale ma szanse na zdobycie miejsc w landtagach w o wiele trudniejszych dla siebie regionach: Badenii-Wirtembergii czy Nadrenii-Palatynacie.
Wzrost znaczenia AfD w Niemczech byłby nie bez znaczenia dla Polski. Od czasu rozpoczęcia kryzysu migracyjnego partia sympatyzowała z ostrą linią polskiego rządu, wypowiadała się pozytywnie o naszym kraju w trakcie debaty w parlamencie europejskim, a niedawno określiła relacje na temat Polski w niemieckich mediach jako skandaliczne.