W Polsce mamy świętą trójcę w postaci Jana Pawła II, Lecha Wałęsy i Czesława Miłosza. W szczególności Lech Wałęsa jest chyba takim „najdrogocenniejszym skarbem narodowym”, ponieważ nie ma takiego miejsca w Europie, czy Ameryce, gdzie nie byłby znany i podziwiany.
A teraz, kiedy weryfikujemy „100 dni” nowych rządów w Polsce, należałoby zapytać nie tylko o „dobrą zmianę”, ale również o inną zmianę: o zmianę wizerunku Polski w Europie Zachodniej. Jak ona wypadła? To bardzo trudne pytanie.
Chyba tylko Niemcy są w stanie tak naprawdę do końca zrozumieć, na czym polega problem dekomunizacji. Na początku lat 90 kraj ten dysponował większym doświadczeniem niż Polska, jeżeli chodzi o rozliczenie reżimowej przeszłości byłego NRD. Nie czekano z lustracją. Nie popełniono tych błędów, które po '45 roku były w pewnym sensie nie do uniknięcia. Dopiero rewolucja lewicy i studentów pod koniec lat sześćdziesiątych pozwoliła na rozprawienie się z generacją byłych nazistów, którzy po wojnie często zajmowali kluczowe stanowiska zarówno w administracji państwowej, jak i w sądownictwie.
Nie chodziło zresztą wtedy o ciąganie starców po sądach, chociaż dopiero na początku lat sześćdziesiątych odbyły się we Frankfurcie nad Menem słynne procesy oświęcimskie. Dla lewicy liczyło się tylko jedno: ideologiczne i moralne rozliczenie z przeszłością Niemiec w kontekście budowania liberalnego społeczeństwa; stęchlizna w republice stworzonej przez Adenauera była w tych czasach nie do zniesienia, o czym zresztą często wspominał Günter Grass. Trzeba było po prostu porządnie „posprzątać”. I wiadomo, czym skończyły się te najradykalniejsze porządki w zakłamanym i konserwatywnym społeczeństwie młodej republiki: powstaniem Frakcji Czerwonej Armii.
Dlatego w 1990 roku Niemcy spieszyły się z moralnym i historycznym rozliczaniem spadku po NRD. Stworzyli Instytut Gaucka i już w dwa lata później każdy obywatel mógł zajrzeć do swojej teczki. Oczywiście, dochodziło też w Niemczech do niszczenia teczek. STASI zadbała o swoje geszefty dość skutecznie, w wyniku czego wielu zbrodniarzy komunistycznych nie zostało do dziś należycie osądzonych. A same procesy sądowe przeciwko byłym agentom lub mordercom ciągnęły się przez wiele lat, w sumie ciągną się do dziś.