Kamil Sikora: Uniwersytet na krawędzi

Debata publiczna o stanie polskiej edukacji w zasadzie nie istnieje – pisze politolog i publicysta.

Publikacja: 28.03.2023 03:00

Można tylko apelować do ministra Przemysława Czarnka (na zdjęciu), aby realnie i sprawiedliwie oceni

Można tylko apelować do ministra Przemysława Czarnka (na zdjęciu), aby realnie i sprawiedliwie ocenił sytuację środowiska naukowego, bo rektorzy uczelni wyższych nie wyczarują pieniędzy.

Foto: PAP/Radek Pietruszka

O tym, jak powinny wyglądać uniwersytety w XXI wieku, rozmawia wąskie grono ekspertów. Tymczasem, jak słusznie diagnozuje dr Marcin Kędzierski z Klubu Jagiellońskiego, w najbliższych latach czeka nas „śmierć uniwersytetu”. Będzie co prawda istnieć w jakiejś formule, ale tylko dlatego, że państwo stawiające sobie cele rozwojowe nie jest w stanie ich osiągnąć bez elity naukowej.

Nawet skandaliczne słowa ministra edukacji i nauki (które to już z kolei?) z wywiadu w „Dzienniku Gazecie Prawnej” o braku podwyżek dla tego sektora publicznego („Proszę pójść do swoich rektorów i poprosić ich o podwyżki”) nie sprawiły, że środowisko akademickie zaprotestowało na taką narrację, która przecież z rzeczywistością ma niewiele wspólnego.

O kryzysie uczelni coraz głośniej jednak mówią sami naukowcy. Ot, chociażby prof. Paweł Kubicki ze Szkoły Głównej Handlowej pisał na Twitterze: „Dziś badaczka oznajmiła mi, że znika do lepiej płatnej pracy poza akademią. Co ja mogę powiedzieć, na SGH nie jesteśmy jej w stanie tyle zaoferować. Tylko jeszcze raz nieśmiało przypomnę, że bez młodych pracowników nauki i ze mną jako wiecznie młodym i obiecującym będzie słabo”.

Czytaj więcej

Krzysztof Dudek: Dajmy szansę prawdzie

Dla jasności warto dodać, że prof. Kubicki podał później, iż stawki na SGH kształtują się następująco: asystent 4000–4200 zł brutto, adiunkt 5300–5400 zł brutto. Z kolei Polska Akademia Nauk ogłosiła niedawno wakaty dla osób z doktoratami, na których zarobić można 4000 zł brutto. Przypomnijmy, że od stycznia 2023 r. płaca minimalna wynosi 3490 zł brutto (od lipca wzrośnie do 3600 zł).

Mamy więc zarysowane spektrum problemu: tezy dr. Kędzierskiego i dowody rzeczowe prof. Kubickiego. Czyli, po pierwsze, uniwersytet musi się zmienić, a po drugie, bez wyraźnego zwiększenia subwencji uniwersytet nie będzie miejscem konkurencyjnym na rynku pracy.

Aby unaocznić skalę problemu, porozmawiałem z kilkoma młodymi naukowcami z polskich uczelni wyższych. „Mój przypadek nie jest typowy, ponieważ ja mam bezpieczne finansowanie jeszcze na dwa lata, ale jak pieniądze się skończą, a ja szybko nie dostanę jakiegoś stanowiska na uniwersytecie, to przejdę do sektora prywatnego bez zastanowienia” – powiedziała mi doktorantka finansowana przez polskie MSZ.

Czytaj więcej

Prof. Alojzy Nowak: Priorytet to rozwój badań naukowych i wysoki poziom nauczania

Z kolei doktorant z uniwersytetu medycznego przekonywał mnie: „Jako adiunkt będę zarabiał mniej niż osoba bez wykształcenia medycznego, np. salowa. Jeśli chodzi o gwarancję zatrudnienia, to u nas nie ma chętnych do pracy, więc raczej o zatrudnienie się nie boję. A jeśli doprowadzą [rządzący – przyp. red.] do tego, że nie będzie miał kto uczyć i ludzie zobaczą, że poziom zjechał do dna, więc pójdą na prywatne uczelnie, to wtedy będę myślał, co zrobić”.

„Jeden etat może nie wystarczyć. Ja na dodatek jestem z ostatniego rocznika, który nie jest w szkole doktorskiej, tylko może mieć jednocześnie etat i stypendium, więc na razie najgorzej finansowo na tym nie wychodzę. Bardziej przerażające jest to, co czeka asystenta po doktoracie (bez ulg, zniżek czy stypendium). U mnie dużo osób poszło na prywatne uczelnie i albo pracują na uczelni prywatnej na umowie B2B, albo zleceniu, a na uczelni państwowej na etat” – wskazuje Piotr.

Warto pamiętać, że ludzie wybierają karierę naukową często z pobudek osobistych, a nie finansowych. Pracując na uczelni, na co dzień mamy kontakt z jednostkami wybitnymi w swojej dziedzinie, często bardzo wąskiej, w której osiągnęli niesamowity poziom znajomości tematu.

Można więc tylko apelować do ministra Przemysława Czarnka, bądź co bądź naukowca i wykładowcy, aby realnie i sprawiedliwie ocenił sytuację środowiska naukowego, bo rektorzy uczelni wyższych nie wyczarują pieniędzy. To państwo musi zadziałać.

Czytaj więcej

Sondaż: Przemysław Czarnek najgorszym ministrem edukacji ostatnich lat. Najlepszego trudno wskazać

Jeśli tych młodych ludzi nie będziemy w stanie utrzymać na uczelniach na przyzwoitych warunkach, to uniwersytet sam z siebie popadnie w przeciętność i marazm. Ci najlepsi uciekną do sektora prywatnego lub będą rozwijać naukę poza Polską.

Kamil Sikora

Autor jest pracownikiem Uniwersytetu Jagiellońskiego


O tym, jak powinny wyglądać uniwersytety w XXI wieku, rozmawia wąskie grono ekspertów. Tymczasem, jak słusznie diagnozuje dr Marcin Kędzierski z Klubu Jagiellońskiego, w najbliższych latach czeka nas „śmierć uniwersytetu”. Będzie co prawda istnieć w jakiejś formule, ale tylko dlatego, że państwo stawiające sobie cele rozwojowe nie jest w stanie ich osiągnąć bez elity naukowej.

Nawet skandaliczne słowa ministra edukacji i nauki (które to już z kolei?) z wywiadu w „Dzienniku Gazecie Prawnej” o braku podwyżek dla tego sektora publicznego („Proszę pójść do swoich rektorów i poprosić ich o podwyżki”) nie sprawiły, że środowisko akademickie zaprotestowało na taką narrację, która przecież z rzeczywistością ma niewiele wspólnego.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem