Ryszard Bugaj: Czego oczekujemy od Ukrainy

Scenariusz bezwarunkowej kapitulacji Rosji nie wydaje się oparty na mocnych przesłankach.

Publikacja: 15.03.2023 03:00

Andrzej Duda utrzymuje przyjacielskie stosunki z Wołodymyrem Zełenskim, ale Polska nie określiła swo

Andrzej Duda utrzymuje przyjacielskie stosunki z Wołodymyrem Zełenskim, ale Polska nie określiła swoich oczekiwań po zakończeniu wojny

Foto: PAP/EPA

Po roku wojny, który minął od ataku Rosji na Ukrainę, w Polsce i w demokratycznych krajach Zachodu panuje atmosfera optymizmu. Większość komentatorów jest przekonana, że Rosja tę wojnę definitywnie przegra, jeżeli tylko demokratyczny świat będzie nadal – w odpowiedniej skali – Ukrainie pomagał. Więcej, nie brak komentatorów i polityków przewidujących rozpad Rosji i jej historyczną degradację. Ten optymizm jest zrozumiały, bo – wbrew pesymistycznym prognozom z początku wojny – Ukraina odnosi sukcesy, rosyjska armia okazała niezdolność do skutecznego działania, a Zachód jest bardziej solidarny, niż oczekiwaliśmy. I jeszcze jedno: przyjmuje się dość powszechnie – inaczej niż jeszcze kilka miesięcy temu – że ryzyko sięgnięcia przez Rosję po broń nuklearną jest znikome.

Przewidywane zwycięstwo Ukrainy przez wielu komentatorów z krajów Zachodu (w tym komentatorów polskich) definiowane jest jako odzyskanie zajętych przez Rosję terytoriów (także Krymu), uzyskanie od Rosji odszkodowań i ukaranie jej polityków i wojskowych za zbrodnie wojenne. Niektórzy przewidują też rychłe wstąpienie Ukrainy do NATO i UE.

Czytaj więcej

W Moskwie jest nawet cola z Polski

Gdyby ten scenariusz się zrealizował, to najprawdopodobniej obecne rosyjskie państwo rzeczywiście musiałoby ulec rozpadowi.

Nie twierdzę jednak, że ten scenariusz jest całkowicie pozbawiony realizmu, ale też trudno przypisać mu wysokie prawdopodobieństwo.

1.

Nie ma wystarczających informacji, by ocenić sytuację wewnątrz politycznej elity Rosji, ale nawet przyjmując, że możliwe (i prawdopodobne) jest usunięcie Putina, nie znaczy, że Rosja jest (lub wkrótce się stanie) krajem zdolnym do zaakceptowania totalnej przegranej. To mogłoby się stać możliwe właśnie tylko wtedy, gdyby Rosja uległa rozpadowi, a władzę przejęły nowe, demokratyczne elity. Nie wiadomo niestety, jakie środowiska są potencjalnie zdolne je wyłonić. Wątpliwe jest, czy nawet radykalne środowiska demokratycznej opozycji (np. skupione wokół Nawalnego) byłyby w stanie zaakceptować uznanie totalnej porażki. Jest natomiast wysoce prawdopodobne, że dekompozycja obecnego państwa rosyjskiego dokonywałaby się na drodze gwałtownego konfliktu wewnętrznego – potencjalnie groźnego również dla świata zachodniego.

2.

Przynajmniej niektórzy zwolennicy scenariusza totalnej porażki Rosji twierdzą, że ona już się dokonała. W pewnym sensie mają rację. W historycznej perspektywie wojna, którą wywołał Putin, jest i będzie dla Rosji zdarzeniem niekorzystnym – nawet gdyby ją (w sensie militarnym) wygrała.

Oceniając sytuację z perspektywy dłuższego okresu (co najmniej roku), można dostrzec hipotetyczne uwarunkowania, które skłaniają do rozważenia scenariusza „ograniczonego sukcesu” Ukrainy.

Rosja ciągle dysponuje znacznymi zasobami ludzkimi i nie utraciła zdolności do odtworzenia zasobów uzbrojenia. Niestety, rację ma dziennikarz „GW” („Wolna Sobota”, 26–28 lutego) Wacław Radziwinowicz pisząc: „Nadzieje na to, że Rosjanie nie będą mieć czym niszczyć Ukrainy, są płonne”. W szczególności w długim okresie Rosja ma zasoby pozwalające jej na kontynuowanie wojny „na przetrwanie”.

Rosja na arenie międzynarodowej nie jest totalnie izolowana. Za Ukrainą opowiada się świat zachodni, ale większość krajów Azji, Kraje Ameryki Łacińskiej i Afryki zajmują wobec konfliktu postawę ambiwalentną lub zgoła sympatyzują z Rosją. To chyba główna przyczyna relatywnie ograniczonego działania sankcji. Kluczowe znaczenie ma (i będzie miała) postawa Chin, które nie są zainteresowane totalną porażką Rosji.

Założyć trzeba, że w miarę upływu czasu słabnąć będzie poparcie dla Ukrainy ze strony opinii publicznej w krajach zachodnich. Niektóre z nich ograniczą wsparcie materialne i będą wywierać presję na zawarcie kompromisu z Rosją i zaakceptowanie ustępstw.

3.

Polityka zorientowana na scenariusz bezwarunkowej kapitulacji Rosji nie wydaje się być oparta na mocnych przesłankach. Jej uzasadnieniem są przede wszystkim racje moralne. Rzeczywiście zajęcie miejsca za stołem z Putinem to perspektywa wysoce niekomfortowa.

Ale przecież możemy przywołać przykłady kompromisów „nieestetycznych”, ale takich, które pozwoliły zapobiec katastrofie. „Precedens monachijski” nie powinien i nie musi się powtórzyć. No i pamiętać trzeba, że impas tej wojny doprowadzić może do globalnej katastrofy – wojny o wymiarach światowych. W takim wypadku nie można wykluczyć użycia broni nuklearnej.

Niektórzy komentatorzy twierdzą, że gdyby Rosja sięgnęła po taktyczną broń atomową, to Stany Zjednoczone odpowiedzą z całą bezwzględnością. Pewnie tak, czy jednak chcemy sprawdzić kto wygra nuklearną wojnę? I wojny światowej – w zasadzie – nikt nie chciał. Jednak wybuchła i pochłonęła miliony istnień ludzkich, a przecież nie było wówczas broni nuklearnej.

4.

Oczywiście kompromis nie może być kapitulacją Ukrainy. Koalicja aliantów Ukrainy musi trwać tak długo, jak długo Rosja nie zasygnalizuje, że gotowa jest – za cenę realnych ustępstw – na kompromis. Dostawy uzbrojenia muszą (szczególnie w najbliższym czasie) być realizowane, ale też powinno być jasne (także dla Ukrainy), że nie każde zamówienie musi być zrealizowane.

Kluczowe znaczenie ma utrzymanie jedności aliantów Ukrainy. Putin liczy na podziały. Niestety, pewne różnice są już widoczne. Polityka wobec Ukrainy jest wykuwana nie tylko za zamkniętymi drzwiami. Polska ma powody, by być dumna ze skali pomocy, jakiej udzieliła Ukrainie, ale rząd polski ulega pokusie, by dezawuować publicznie niewystarczające (rzekomo?) zaangażowanie niektórych krajów Unii – szczególnie Niemiec i po części Francji. Oby ta postawa nie zaowocowała niechęcią opinii publicznej w tych krajach do Polski. Byłoby to ze szkodą nie tylko dla „sprawy ukraińskiej”.

5.

Polska ma jeszcze jeden problem – określenie naszych oczekiwań po wojnie wobec Ukrainy. Poseł obecnej opozycji – Paweł Kowal – prezentuje projekt unii polsko-ukraińskiej. W dyskusji na łamach „Gazety Wyborczej” („Federacja rosyjska się rozleci”, „Wolna Sobota”, 4–5 marca) stwierdza: „Polskie społeczeństwo... weszło w unię z ukraińskim, więc trzeba tylko nadać ramy prawne... Można wymienić wiceministrów w niektórych resortach... Można zrobić regularne wspólne posiedzenia parlamentów”. Oczywiście Kowal zakłada bardzo szybkie wstąpienie Ukrainy do NATO i UE. Uczestniczący w tej dyskusji były ambasador Ukrainy w Warszawie do deklaracji posła Kowala nie nawiązuje.

Poseł Kowal jest obecnie wpływowym reprezentantem politycznej opozycji. Trzeba więc zapytać, czy projekt unii polsko-ukraińskiej jest elementem programu PO (i całej opozycji). Dobrze byłoby też wiedzieć, jak jest oceniany przez ukraińskie ośrodki władzy.

Ryszard Bugaj

Autor jest profesorem ekonomii (INE PAN), byłym posłem i przewodniczącym Unii Pracy

Po roku wojny, który minął od ataku Rosji na Ukrainę, w Polsce i w demokratycznych krajach Zachodu panuje atmosfera optymizmu. Większość komentatorów jest przekonana, że Rosja tę wojnę definitywnie przegra, jeżeli tylko demokratyczny świat będzie nadal – w odpowiedniej skali – Ukrainie pomagał. Więcej, nie brak komentatorów i polityków przewidujących rozpad Rosji i jej historyczną degradację. Ten optymizm jest zrozumiały, bo – wbrew pesymistycznym prognozom z początku wojny – Ukraina odnosi sukcesy, rosyjska armia okazała niezdolność do skutecznego działania, a Zachód jest bardziej solidarny, niż oczekiwaliśmy. I jeszcze jedno: przyjmuje się dość powszechnie – inaczej niż jeszcze kilka miesięcy temu – że ryzyko sięgnięcia przez Rosję po broń nuklearną jest znikome.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Gruzja o krok od przepaści
Publicystyka
Ćwiek-Świdecka: Czy nauczyciele zagłosują na KO? Nie jest to już takie pewne
Publicystyka
Tomasz Grzegorz Grosse, Sylwia Sysko-Romańczuk: Gminy wybiorą 3 maja członków KRS, TK czy RPP? Ochrona przed progresywnym walcem
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Dlaczego Tusk przerwał Trzeciej Drodze przedstawianie kandydatów na wybory do PE
Publicystyka
Annalena Baerbock: Odważna odpowiedzialność za wspólną Europę
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił