Tocząca się dyskusja o prawie do aborcji i klauzuli sumienia, w kontekście doniesień medialnych o nieletniej dziewczynie, która zaszła w ciążę na skutek gwałtu kazirodczego i której odmówiono zabiegu aborcji, jest oparta na fałszywej alternatywie, tak jakbyśmy musieli wybierać pomiędzy klauzulą sumienia a rzeczywistym prawem do aborcji. Ten dylemat jest pozorny i – przy odrobinie dobrej woli – bardzo prosty do rozwiązania. Opinię publiczną między innymi zbulwersowały słowa Władysława Kosiniaka-Kamysza, który na pytanie dziennikarza, czy sam dokonałby aborcji w tej sytuacji, odpowiedział przecząco, wskazując, że powołałby się na klauzulę sumienia i odmówił wykonania tego zabiegu.
Czytaj więcej
Sprawa 14-latki wskazuje na istnienie praktycznych trudności w dostępie do aborcji wobec powołania się lekarza na klauzulę sumienia - alarmuje Rzecznik Praw Obywatelskich.
W mojej ocenie pytanie do Kosiniaka-Kamysza, który poza byciem z zawodu lekarzem jest również liderem jednej z partii politycznych, powinno dotyczyć nie tyle tego, czy „sam dokonałby aborcji w tej sytuacji”, ile raczej tego, czy pacjentka powinna mieć rzeczywiste prawo do dokonania aborcji, pomimo że lekarz odmówił wykonania tego zabiegu, powołując się na klauzulę sumienia, tj. czy państwo miało pozytywny obowiązek zapewnić jej dostęp do tego zabiegu. Z punktu widzenia prawa do aborcji w ustawowo przewidzianych wypadkach preferencje moralne poszczególnych lekarzy i powoływanie się przez nich na klauzulę sumienia nie mają bowiem żadnego znaczenia. O ile bowiem to, kiedy aborcja powinna być legalna, jest kwestią światopoglądową i jako taka ze swojej istoty dzieli opinię publiczną, o tyle zapewnienie rzeczywistego dostępu do aborcji w przypadkach, co do których istnieje zgoda odzwierciedlona w przepisach prawa, jest już kwestią techniczną.
Klauzula absolutna
Problem z polskim prawem w tym względzie nie polega bowiem na tym, że klauzula sumienia w ogóle istnieje, ale że jest absolutyzowana i w praktyce rozciągana z poziomu jednostki (lekarza) na całe placówki medyczne. Duża, niestety, w tym zasługa Trybunału Konstytucyjnego, który jeszcze za kadencji Andrzeja Rzeplińskiego wydał wyrok z dnia 7.10.2015 (K 12/14). W tym wyroku TK opowiedział się za bardzo szeroką koncepcją klauzuli sumienia i uznał m.in. za niekonstytucyjny obowiązek powołującego się na klauzulę sumienia lekarza wskazania realnych możliwości uzyskania takiego świadczenia u innego medyka. Trybunał jednocześnie nie zasugerował, na kim powinien ciążyć taki obowiązek. W obliczu zaś następczej bezczynności ustawodawcy, który nie znowelizował przepisów (nakładając np. obowiązek informacyjny na placówkę medyczną), doszło do wtórnej niekonstytucyjności przepisów o klauzuli sumienia.
Na skutek tego wyroku wolność sumienia lekarza została zabsolutyzowana kosztem uzasadnionych interesów pacjentki, jej prawa do świadczeń medycznych i wreszcie jej autonomii i wolności sumienia. Pacjentka została pozbawiona prawa do informacji o tym, gdzie może uzyskać zabieg aborcji, i w efekcie możliwości podjęcia autonomicznej decyzji, czy chce z tego zabiegu skorzystać. Należy ocenić to negatywnie – prawo lekarza do działania w zgodzie z własnym sumieniem nie powinno prowadzić do unicestwienia analogicznego prawa przysługującego pacjentce. Konieczność zapewnienia efektywności praw każdej jednostki, a nie tylko wybranych grup, jest właśnie tym słupem milowym, którego ani ustawodawca, ani sądy w demokratycznym państwie prawa nie powinni przekraczać.