Z zainteresowaniem przeczytałem dwa artykuły poświęcone mężczyznom, najpierw wywiad z Michałem Gulczyńskim przeprowadzony przez Michała Płocińskiego („Mężczyźni będą nienawidzić kobiet, a kobiety gardzić mężczyznami” w „Plusie Minusie” z 19–20 listopada), a potem polemikę prof. Jana Zielonki zamieszczoną pod tytułem „Wojna płci” („Rzeczpospolita” z 23 listopada).
Czytaj więcej
Prawica, która odbiera kobietom podstawowe prawa osobiste i zawodowe, zawraca nas do średniowiecza.
Polemikę prof. Zielonki można sprowadzić do stwierdzenia, że nie mamy prawa zajmować się realnymi zjawiskami związanymi z wykluczeniem mężczyzn (system edukacyjny, wyższy wiek emerytalny, kwestie zdrowia), bo kobiety w wielu innych obszarach też mają źle. Na dodatek przez wieki były wykluczane i tłamszone, a i dziś prawica odmawia im praw.
To nie jest wojna między mężczyznami a kobietami. To jest wspólna wojna mężczyzn i kobiet o równość
Jest to zdumiewająca logika, która – gdyby chcieć ją pociągnąć ad absurdum – oznaczałaby, że przez kolejnych kilkadziesiąt, może kilkaset lat nie mamy prawa pochylać się np. nad chłopcami, których szkoła nie uczy czytać (osiągają znacznie gorsze wyniki w kategorii „czytanie ze zrozumieniem” od dziewczynek), albo plagą samobójstw wśród mężczyzn (Polska jest na piątym miejscu w Europie w tej niechlubnej kategorii i istnieje u nas największa dysproporcja pomiędzy płciami) tak długo, jak choć jedna kobieta jest dyskryminowana ze względu na swoją płeć. To tak, jakby dzisiejszy 15-latek miał odpokutowywać grzechy swoich przodków. Albo jakby istniało jakieś „równoważenie się dyskryminacji”; „kurs wymiany” krzywd genderowych, który ciągle wypada na korzyść mężczyzn. Oni je dyskryminują płacowo, one ich – emerytalnie. One rzadziej awansują do zarządów, oni – umierają siedem lat szybciej. One nie mają czego szukać w naukach technicznych, oni w medycynie (proporcje studentów są podobnie nierówne, tylko na korzyść innej płci). Nie ma o czym mówić, proszę się rozejść – zdaje się mówić prof. Zielonka.