Państwa z punktu widzenia logiki rządzenia można podzielić z grubsza na dwie kategorie. Pierwsza to państwa poważne. Ta powaga bierze się z różnych czynników: obyczaju politycznego, tradycji, historii, ale również dobrze skonstruowanych barier, chroniących prawa obywateli przed nadmierną ingerencją władzy. W państwach poważnych wprowadzanie znaczących zmian w prawie na ogół wymaga namysłu, a tego typu pomysły pojawiają się, gdy przeprowadzone zostaną analizy wskazujące na niezbędność nowych regulacji. Jest bowiem dobra zasada, która ma swoje źródła w konserwatywnym podejściu do porządku państwowego: nowe prawa wprowadza się jedynie wówczas, gdy ma się absolutną pewność, że dotychczasowe się nie sprawdzają i że przyczyna leży w ich kształcie, a nie choćby w tym, że nie działa egzekucja.
Łatwiej pokrzyczeć o surowszych karach niż uszczelnić system nadzoru.
Druga kategoria to państwa niepoważne, w których elity polityczne działają jak za pociśnięciem medialnego guziczka. Mamy jakieś wydarzenie, najczęściej tragiczne – cyk, musimy coś zrobić. Robi się zaś to, co jest najprostsze, bo przecież nie chodzi o to, żeby osiągnąć cel. Prakseologia w państwach niepoważnych jest dziedziną nieznaną. Zastępuje ją całkowicie PR: ma się wydawać, że władza „robi coś konkretnego”. Czy to ma sens, czy jest spójne, faktycznie potrzebne i jakie może przynieść efekty – nie ma znaczenia.
Czytaj więcej
Kary dla przestępców zrzucających substancje chemiczne do rzek i jezior powinny być bardziej suro...
Ktoś po pijanemu spowoduje poważny wypadek? Robimy na chybcika nowe prawo: wyższe kary dla „pijanych kierowców” i konfiskata pojazdu. Gdzieś kogoś zabito maczetą? Robimy zakaz noszenia maczet i noży (były takie pomysły lata temu, serio). Mamy katastrofę ekologiczną na Odrze? Wychodzi pan premier i oznajmia, że będzie debata na temat znaczącego zaostrzenia kar za trucicielstwo.