Tomasz Grzegorz Grosse: Europejski populizm i jego źródła

Wymuszanie przestrzegania europejskich wartości miało wzmocnić proeuropejskie ugrupowania w Europie Środkowej. Skutek jest jednak zupełnie odmienny – przekonuje politolog.

Publikacja: 21.07.2022 03:00

Emmanuel Macron

Emmanuel Macron

Foto: AFP

W imię stabilizacji politycznej siły proeuropejskie odwołują się coraz częściej do metod populistycznych. Zamiast oczekiwanego uspokojenia sytuacji borykają się ze wzrostem ugrupowań skrajnych. Efektem ich działania jest też polaryzacja społeczeństw na zwolenników i przeciwników dotychczasowej integracji w Europie. To utrudnia prowadzenie polityki antykryzysowej zarówno na poziomie krajowym, jak i w UE.

Jupiter i cała reszta

Populizm to m.in. działania skierowane przeciwko establishmentowi, prowadzone przez polityków, którzy jakoby lepiej od elit rozumieją oczekiwania społeczne. Emmanuel Macron zdobył francuską prezydenturę w 2017 r. właśnie pod takimi hasłami. W rezultacie zdemontował tradycyjny system partyjny, osłabiając proeuropejskie partie głównego nurtu i otwierając drogę do parlamentu ugrupowaniom eurosceptycznym.

W ostatnich wyborach prezydenckich kandydat Partii Socjalistycznej zdobył niecałe 2 proc. głosów. Ugrupowanie poprzednich prezydentów – François Mitteranda i François Hollande’a – uzyskało w czerwcowych wyborach do izby niższej parlamentu poniżej 5 proc. miejsc. Republikanie, partia prezydentów Jacques’a Chiraca oraz Nicolasa Sarkozy’ego, zdobyła tylko 61 mandatów spośród 577. Trudno się dziwić, że obie formacje odmówiły Macronowi współpracy przy tworzeniu rządu.

Przegrała też koalicja prezydenta. Jest on określany mianem „jupitera” ze względu na charyzmę i narcyzm. Jego zaplecze straciło ponad 100 miejsc w Zgromadzeniu Narodowym. Wygranymi są za to ugrupowania skrajne, zarówno na lewicy, jak i na prawicy.

Wyjść z NATO

Politolodzy zwracają uwagę na polaryzację pomiędzy tradycyjnymi partiami a ugrupowaniami uznawanymi za antysystemowe i eurosceptyczne. Przejawem tej ostatniej tendencji jest chęć ograniczenia roli Komisji Europejskiej i Trybunału Sprawiedliwości UE. Marine Le Pen zrezygnowała wprawdzie z postulatu wyprowadzenia Francji ze strefy euro, ale broni narodowych kompetencji przed ekspansją ze strony instytucji unijnych. Jest zdecydowaną przeciwniczką federacji europejskiej. Krytykuje też polityki unijne, zwłaszcza migracyjną. Z kolei środowisko Jeana-Luca Mélenchona odmawia przestrzegania prawa unijnego oraz wyroków Trybunału Sprawiedliwości, jeśli jest to sprzeczne z interesami francuskimi. Nie chce traktatów unijnych zawieranych z państwami lub organizacjami, jeśli nie szanują praw pracowniczych lub środowiska. Le Pen i Mélenchon postulują też wyjście Francji z NATO.

Schyłek makronizmu

Strategia Macrona przyniosła efekt w postaci skurczenia centrum i braku większości rządowej. Eksperci wieszczą schyłek „makronizmu”, co oznacza, że większość sił politycznych wyczekuje na przejęcie schedy po obozie rządowym. Jego dekompozycja może nastąpić nawet wcześniej niż z końcem kadencji prezydenta. Nowy parlament odrzucił propozycję głowy państwa, aby utworzyć rząd jedności narodowej między głównymi siłami politycznymi. Niewykluczone są więc przedterminowe wybory. Dodatkowo w wyborach parlamentarnych odnotowano rekordowo niską frekwencję. Sytuacja polityczna jest niestabilna. To utrudni prezydentowi wprowadzenie zapowiadanych reform, takich jak podwyższenie wieku emerytalnego lub ograniczanie ciężarów podatkowych nakładanych na przedsiębiorstwa. Macron będzie miał dużo słabszą pozycję na arenie międzynarodowej. Przykładowo nowy parlament może utrudniać ratyfikację umów gospodarczych zawieranych przez Komisję Europejską.

Fundusze jak kiełbasa

Demokracja zmienia się także w Europie Środkowej. Podobnie jak we Francji nabiera cech populistycznych, takich jak wiodąca rola charyzmatycznych liderów. Rośnie polaryzacja polityczna między ugrupowaniami proeuropejskimi a tymi, które kwestionują dotychczasowe kierunki integracji. Coraz częstsze są postawy negatywne, a więc wymierzone przeciwko aktualnie rządzącym, aniżeli te pozytywne, tj. „za” działaniami przyszłego gabinetu. Dlatego mniejsze znaczenie ma dyskusja programowa, tym bardziej że kolejne obszary kompetencji są przesuwane do UE.

Czytaj więcej

Tomasz Grzegorz Grosse: Zmiany na szachownicy

W rezultacie pojawiają się szerokie koalicje oponentów polityki rządowej. Tak było w ostatnich wyborach parlamentarnych na Węgrzech, gdzie lista opozycji zgromadziła ugrupowania od skrajnej lewicy po radykalną prawicę. Miała ona dwa główne postulaty: odsunięcie od władzy Viktora Orbána i odblokowanie funduszy unijnych. Te ostatnie są zatem traktowane jak „kiełbasa wyborcza”. Wyborcy są bowiem kuszeni perspektywą ich otrzymania w zamian za poparcie ugrupowań proeuropejskich. Jednocześnie taka transakcja zakłada, że nowy rząd będzie aprobował wiele szczegółowych decyzji płynących z UE.

Warunkiem odblokowania funduszy dla Budapesztu są nie tylko kwestie dotyczące korupcji, na przykład poprawa transparentności przetargów publicznych i ich otwarcie na inwestorów z innych państw UE. Podobnie jak w Polsce dotyczą one wielu innych spraw, m.in. zmian w prokuraturze, wprowadzenia konsultacji społecznych do procesu legislacyjnego, transformacji sektora energetycznego itp. Liderzy rządów określanych jako eurosceptyczne stoją więc przed trudnym dylematem. Czy skuszeni funduszami unijnymi mają przyjmować kolejne warunki instytucji unijnych, czy też mają bardziej konfrontacyjnie podejść do negocjacji z Brukselą?

W pierwszym przypadku ich postawa nie zdobędzie popularności u części własnych wyborców, a także nie będzie wiarygodna, ani dla opozycji, ani prawdopodobnie dla Brukseli. Logika „unijnej demokracji” wyraźnie bowiem faworyzuje ugrupowania proeuropejskie, które bez zbędnych trudności aprobują kierunki integracji preferowane przez wiodące państwa Europy Zachodniej. Z kolei postawa bardziej konfrontacyjna destabilizuje UE. Świadczy o tym weto Warszawy i Budapesztu w sprawie opodatkowania największych korporacji.

Złe prognozy

Wymuszanie przestrzegania europejskich wartości miało w założeniu ułatwić postępy integracji. Miało wzmocnić proeuropejskie ugrupowania w państwach Europy Środkowej. Jednak skutek jest podobny do ofensywy antysystemowej Macrona we Francji. Zwiększyła się polaryzacja i niestabilność polityczna. Demokracje narodowe stają się mniej merytoryczne, a bardziej populistyczne. W związku z tym trudniej jest zarządzać zarówno na poziomie unijnym, jak i sprawami krajowymi. W napiętej sytuacji geopolitycznej oraz w czasie stagflacji, kryzysu energetycznego i żywnościowego jest to szkodliwe dla wszystkich.

Autor jest politologiem i socjologiem, profesorem Uniwersytetu Warszawskiego

W imię stabilizacji politycznej siły proeuropejskie odwołują się coraz częściej do metod populistycznych. Zamiast oczekiwanego uspokojenia sytuacji borykają się ze wzrostem ugrupowań skrajnych. Efektem ich działania jest też polaryzacja społeczeństw na zwolenników i przeciwników dotychczasowej integracji w Europie. To utrudnia prowadzenie polityki antykryzysowej zarówno na poziomie krajowym, jak i w UE.

Jupiter i cała reszta

Pozostało 93% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości