Roman Kuźniar: Prezent od Putina

Francja i Niemcy nie powinny trzymać Rosji przy Europie wbrew jej tożsamości i polityce – pisze politolog.

Publikacja: 08.06.2022 21:00

Roman Kuźniar: Prezent od Putina

Foto: MIKHAIL METZEL / SPUTNIK / AFP

Zgodnie ze znaną anegdotą z końca zimnej wojny jeden z sowieckich dygnitarzy miał powiedzieć Amerykanom: „A teraz zrobimy wam rzecz najgorszą, zabierzemy wam wroga”. Zachód niespecjalnie się przejął tą groźbą i w swej dobrej wierze postanowił uczynić z Rosji przyjaciela. Polityka przyciągania Rosji ku Zachodowi zakończyła się jednak fiaskiem, do władzy w Moskwie doszedł wielki miłośnik ZSRR, który przywrócił Zachodowi wroga. W swym antyzachodnim zapale poszedł jednak jeszcze dalej. Wojną przeciwko Ukrainie doprowadza właśnie do upadku Rosji jako wroga Zachodu. Owszem, Rosja pozostanie zapewne nam wroga, ale to już nie będzie to. Pozostanie wrogiem, z którym Zachód nie będzie już musiał się liczyć.

Zawsze obok

Putin w tej chwili jednoczy Zachód, ale niełatwo przewidzieć tego wszystkiego konsekwencje. Nieobecność wroga, jakim do tej pory była Rosja, będzie nie lada wyzwaniem zwłaszcza dla Europy. Tym bardziej że Moskwa udawała wcześniej, że jest albo chce zostać krajem europejskim i wielu w Europie nawet się na to nabierało. Jednak największym prezentem Putina dla Europy w operacji, którą rozpoczął w lutym, jest wyprowadzenie Rosji z Europy.

Moglibyśmy westchnąć z ulgą i powiedzieć: nareszcie! Ale poradzenie sobie z „nieszczęsnym darem wolności” od Rosji może być dla wielu dość trudne. Widać przecież, że niektórzy, zwłaszcza w Paryżu i Berlinie, nie mogą w to uwierzyć. Więcej, nie mogą się z tym pogodzić. Ale przecież historia obecności Rosji w Europie jest względnie krótka i Moskwa bynajmniej nie starała się prawdziwie stać częścią naszego świata.

Czytaj więcej

Jan Zielonka: Moralność i polityka

Przypomnijmy ją w skrócie. Piotr I Wielki postanawia związać kraj z Europą (symboliczne przeniesienie stolicy do Petersburga w 1712 r.). Rozkład Polski pozwala Katarzynie II wprowadzić Rosję do Europy, a w konsekwencji wojen napoleońskich staje się ona jednym z gwarantów stabilności kontynentu (kongres wiedeński 1815). Lenin stawia wprawdzie Rosję sowiecką w opozycji do Europy, ale II wojna światowa daje szanse Stalinowi zawładnąć połową kontynentu i szantażować drugą jej część. Upadek Związku Sowieckiego wydawał się dla Rosji wyśmienitą okazją zintegrowania się z Europą na dobre. Jednak Putin przy poparciu rosyjskiej klasy politycznej wybrał drogę systemowej odmienności i wrogości. Jej kulminacyjnym aktem jest napaść na Ukrainę.

Niektórzy zachodnioeuropejscy przywódcy zdają się nie zauważać, że wojna przeciwko Ukrainie jest dla Putina zarazem aktem wojny przeciwko idei Europy i jej cywilizacyjnej treści. Europę definiujemy wszak kulturowo, nie geograficznie. Tymczasem z wielu ich wypowiedzi wynika, że nadal postrzegają oni Rosję jako czynnik europejskiego bezpieczeństwa. Pojawiło się to także ostatnio w znanej wypowiedzi Henry’ego Kissingera, przypominającego, że Rosja była w czasach nowożytnych niezbędnym uczestnikiem i gwarantem europejskiego systemu bezpieczeństwa, i tak powinno pozostać.

Czytaj więcej

Zachód zmęczył się wojną w Ukrainie

To jest, mówiąc łagodnie, błędne stanowisko. W przeszłości Rosja otrzymywała taką szansę wyłącznie w wyniku wojen wszczynanych przez kraje europejskie, które w konsekwencji wciągały Moskwę do takiej roli. Ale pomimo tych zaproszeń i fizycznej obecności w głębi kontynentu Rosja nie chciała stać się państwem europejskim. A obecnie nawet wypowiedziała nam wojnę. Symbolicznym aktem wyprowadzenia się Rosji z Europy było jej niedawne wyjście z Rady Europy, w której nie powinna się była nigdy znaleźć. Zerwanie ustanowionych wcześniej porozumień i powiązań z NATO i UE jest faktycznym zerwaniem Rosji z Europą. I nie należy jej w wytrwaniu w tych decyzjach przeszkadzać.

Aberracją była obecność Rosji w Europie, a nie jej brak w jakiejkolwiek dotychczasowej postaci. Fakt, że to wojny prowadzone w przeszłości przez Francję czy Niemcy wciągały Rosję do Europy, nie powinien dziś skłaniać przywódców tych państw do przytrzymywania Rosji przy Europie wbrew jej tożsamości i polityce.

Stracone 20 lat

Problemem na najbliższe lata będzie zbudowanie europejskiej architektury bezpieczeństwa bez udziału Moskwy. Rosja nie jest już do tego potrzebna, ale pozostanie takim nowotworem złośliwym, wobec którego Europa będzie musiała zbudować barierę obronną i system immunologiczny. Jeszcze przed rosyjską agresją w UE trwały dyskusje nad „autonomią strategiczną” Europy, a jej wyrazem stał się przyjęty w marcu, w czasie francuskiej prezydencji, „Kompas strategiczny”. Obszerny dokument jest w istocie aktualizacją przyjętej w 2016 r. „Globalnej strategii” Unii w sprawach bezpieczeństwa i zagranicznych. W jego listopadowej wersji nie było nawet wzmianki o zagrożeniu ze strony Rosji! Wersja ostateczna odnosi się do agresji Rosji, ale w swych postanowieniach nie jest jakościowym krokiem naprzód w sferze polityki bezpieczeństwa i obrony UE. Nie jest, choć wcześniej wyrażano nadzieję na wzięcie przykładu z Funduszu Odbudowy przyjętego w związku z pandemią, to znaczy na pojawienie się „momentu hamiltonowskiego” także w obrębie polityki bezpieczeństwa w związku z agresją Rosji.

Jedyną „ambitną” innowacją jest postanowienie o utworzeniu sił szybkiego reagowania wielkości 5 tys. żołnierzy do 2025 r. Ubiegłoroczny kryzys i obecna wojna spowodowały, że tylko na terytorium Polski znalazło się ok. 10 tys. żołnierzy zza oceanu... Pozostałe zapisy „Kompasu” są kontynuacją wcześniejszych programów UE w sferze bezpieczeństwa i obrony, które jednak dotychczas nie uczyniły z niej „global power”. Jeśli Ursula von der Leyen powiedziała kilka tygodni temu, że w sferze bezpieczeństwa Unia zrobiła w ostatnich miesiącach więcej niż w ciągu poprzednich 20 lat, to wiele to mówi o osiągnięciach Wspólnoty przez tych 20 lat.

Jednocześnie w „Kompasie” wyraźnie się podkreśla, że sojusz atlantycki pozostaje fundamentem wspólnej obrony państw członkowskich Unii. I to się nie zmieni w przewidywalnej przyszłości. Bo choć Rosja w rezultacie wojny z Ukrainą straci na wiele lat potencjał i ochotę do działań zbrojnych przeciwko państwom Zachodu, to UE, zarówno ze względów strukturalnych, jak i ze względu na obecne doświadczenie, nie stanie się pełnowartościowym systemem wspólnej obrony przed zagrożeniem militarnym ze strony przyszłej Rosji za 20 lub 30 lat. Względy strukturalne to oczywiście niewystarczający brak integracji, co jest zasługą oporu takich państw jak Polska przed pójściem w kierunku prawdziwej federacji. Niedawny sprzeciw sporej grupy państw, w tym Polski, wobec inicjatywy przejścia do głosowania większościowego w sferze polityki zagranicznej potwierdza istnienie tej bariery.

Co się tyczy wpływu doświadczenia wojny w Ukrainie na tempo umacniania UE jako wspólnoty bezpieczeństwa, to silny sceptycyzm w tej sprawie jest zasługą… samego Macrona, głównego adwokata „autonomii strategicznej” Unii. Jego kuriozalne uzależnienie od częstych kontaktów z agresorem oraz zabiegi, aby nie zaszkodzić Rosji, ani nie upokarzać Putina po wojnie, choć o jej zakończeniu Putin nie chce słyszeć, wzbudzają głęboką nieufność do wiarygodności Francji jako sojusznika w ramach UE. Macron swoim postępowaniem wobec Putina rujnuje swoją własną inicjatywę.

Dotyczy to w niemałym stopniu też Niemiec i ich hamletyzowania wobec dostaw sprzętu obronnego dla Ukrainy, a także uzależnienia od współpracy z Rosją i postrzegania jej jako czynnika europejskiej polityki i bezpieczeństwa. Jest przy tym swoistym paradoksem, że w podejściu do tej wojny Stany Zjednoczone, postrzegane często jako kraj kierujący się interesami i logiką Realpolitik, działają zgodnie z europejskim wartościami, a Paryż i Berlin wikłają się w myślenie zgodne z logiką „power politics”, w jej anachronicznym XIX- i XX-wiecznym wydaniu. Myślą bardziej przebrzmiałymi kliszami i niestety troską o przyszłe relacje i interesy z Rosją niż o interesie Europy, który jest wspólnym interesem państw Unii i szerzej, bo także Ukrainy. Twierdzenie, że trzeba dziś rozmawiać ze zbrodniarzem wojennym Putinem ze względu na przyszłe porozumienie pokojowe Moskwy z Kijowem, nie wytrzymuje elementarnej krytyki.

We własnym domu

Pomimo prezentu od Putina w postaci zrujnowania potencjału Rosji jako mocarstwa (tak, to dopiero dzięki niemu można mówić o Rosji jako Górnej Wolcie z głowicami jądrowymi) oraz jej wyprowadzenia z Europy, ta ostatnia musi pozostać w bliskim sojuszu z USA oraz dbać o witalność NATO. Najbliższy szczyt sojuszu jest okazją do potwierdzenia prymatu tej strategicznej więzi dla obrony Starego Kontynentu.

Nie może to jednak oznaczać pozostawania w błogim poczuciu bezpieczeństwa. UE musi głęboko przemyśleć konsekwencje zachodzącej zmiany sytuacji geostrategicznej na kontynencie. To może jej zająć kilka lat. Ale to nie może być czas stracony ze względu na nieuchronny zwrot Stanów Zjednoczonych ku Indo-Pacyfikowi po zakończeniu wojny w Ukrainie. UE, w interesie własnym i całego Zachodu, musi być w stanie samodzielnie radzić sobie z przyszłą Rosją, o której nie wiemy, czy wytrwa w swej wrogości wobec Europy. Ale z taką Rosją, która już nie będzie jej częścią i której nie wolno pozwolić na powrót do sytuacji z 1815, 1945 czy nawet 1990 r.

W świetle dotychczasowego doświadczenia dla Europy będzie lepiej, jeśli Rosja pozostanie we własnym domu. A dobrego sąsiedztwa nie możemy Rosji narzucić, musi sama o nie zadbać. Czas, aby do tego dorosła. Tylko trzeba, aby Paryż czy Berlin nadmiarem swych „dobrych chęci” jej w tym nie przeszkadzał.

Roman Kuźniar

Autor jest profesorem politologii, dyplomatą, byłym doradcą prezydenta Bronisława Komorowskiego

Publicystyka
Kazimierz Groblewski: Sztaby wyborcze przed dylematem, czy już spuszczać bomby na rywali
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Karol Nawrocki w Białym Domu. Niedźwiedzia przysługa Donalda Trumpa
analizy
Likwidacja „Niepodległej” była błędem. W Dzień Flagi improwizujemy
Publicystyka
Roman Kuźniar: 100 dni Donalda Trumpa – imperializm bez misji
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Publicystyka
Weekend straconych szans – PiS przejmuje inicjatywę w kampanii prezydenckiej?
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne