Tomański: Pocztówka z królestwa kradzieży

Joko Anwar przyjechał na X edycję Festiwalu 5 Smaków, corocznego przeglądu kina azjatyckiego. Przywiózł swój najnowszy film "Zapis moich zmysłów". Pokazuje w nim Indonezję jako kraj, w którym wszyscy kradną. Jak sam przyznaje, to swoisty list miłosny do jego ojczyzny.

Aktualizacja: 23.11.2016 14:01 Publikacja: 23.11.2016 13:58

Rafał Tomański

Rafał Tomański

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

Rafał Tomański: Dlaczego twój film ma być miłosnym listem do twojej ojczyzny?

Joko Anwar: Zawsze chciałem skomentować wydarzenia w Indonezji i Dżakarcie pod kątem spraw społecznych. Wcześniej nie udawało mi się zrealizować tego planu, ale gdy w 2014 roku dokonała się zmiana polityczna, uznałem że to idealny moment do uwiecznienia.

RT: Co takiego wydarzyło się dwa lata temu?

JA: Indonezja stanęła na rozstaje dróg politycznych. Wybory prezydenckie, narastająca fala społecznego gniewu. Podobnie zresztą jak w innych miejscach na świecie. Kampania była bardzo gwałtowna, wyzwalała negatywne emocje. Ci, którzy na co dzień nie posługują się logiką, dostawali zapewnienie, że dobrze robią i dalej nie kierowali się rozumem. W pewien sposób przedefiniowało to obecne społeczeństwo na dwie kompletnie przeciwne sobie połowy.

RT: Macie zatem swojego Trumpa?

JA: Nie chodzi nawet o to. Ale jedna z części społeczeństwa używa od tamtej pory religii jako wytłumaczenia na wszystko. Trochę to brzmi jak retoryka Trumpa. Na podstawie religii można coś przyjąć albo równie łatwo odrzucić. W ostatnim czasie te wielkie zamieszki na ulicach Dżakarty i 200 tysięcy ludzi maszerujących przeciwko burmistrzowi Ahokowi (został oskarżony o obrazę islamu za niewłaściwe użycie cytatu z Koranu, Ahok jest katolikiem i do tego ma chińskie korzenie - przyp. aut.). Kiedyś takie rzeczy się nie działy. Wszystko wzięło swój początek właśnie w 2014 roku.

Chciałem pokazać stolicę taką, jaką jest. Zamiast sztucznych planów kreciliśmy na prawdziwych ulicach.

RT: Czy to było trudne zadanie?

JA: Niezwykle trudne. Kiedy nagrywasz scenę podczas prawdziwej demonstracji, w tłumie nie jesteś w stanie niczego kontrolować. Musisz poddać się tej fali. Do tego musisz zdawać sobie sprawę z ryzyka, jakie przyjdzie podjąć. W jednym z miejsc policja odmówiła nam ochrony, tłumacząc że nawet dla funkcjonariuszy wchodzenie na teren mafii byłoby zbyt trudne. Nie pomogło nawet wojsko, mimo iż miałem odpowiednie znajomości.

RT: Jak sobie poradziłeś?

JA: Chciałem nagrać prawdziwy targ z pirackimi filmami, ogromny teren. Poszedłem tam razem z moją aktorką, udawaliśmy rodzeństwo. Wziąłem ze sobą małą kamerę, którą ukryłem pod ubraniem. Kiedy tylko chciałem zrobić normalne zdjęcie, ktoś od razu złapał mnie za rękę i musiałem się tłumaczyć, że jesteśmy spoza miasta, że siostra prosiła o kilka ujęć. Zabronili nam, odpowiednie miejsce na tyle ciche i spokojne - wszędzie jest masa ludzi - żeby nikt nam nie przeszkadzał, znaleźliśmy dopiero do pół godzinie kręcenia się po okolicy.

Kiedy zabrałem się po raz drugi do kręcenia i tak znalazł się kolejny przeszkadzacz i znowu mnie powstrzymał. Na szczęście mówił w dialekcie mojej wioski z północnej części wyspy Sumatra i tylko dzięki temu, że uznał mnie za swojego, machnął ręką na tych kilka zdjęć. Mieliśmy dużo szczęścia.

RT: Zawsze jest tak trudno kręcić filmy w Indonezji?

JA: Jeżeli masz wszelkie pozwolenia, nikt nie będzie Ci robił problemów. Ale wcześniej musisz zgłosić takie ujęcia na policji, miejscowych gubernatorów, opłacić miejscowych kolesi z gangu, na wszelki wypadek jeszcze ich ochroniarzy. To dość skomplikowane, ale z reguły nie wiąże się z niebezpieczeństwem.

RT: Skoro teraz zdecydowałeś się na poruszenie tak trudnego tematu społecznych podziałów, czy twój kolejny film będzie lżejszy czy wręcz przeciwnie, masz pomysł, żeby opowiedzieć historię tego religijnego konfliktu, który dzieje się właśnie na ulicach Dżakarty?

JA: Mój następny film będzie nosił tytuł "Remarkable Things During a Killing" ("Niezwykłe rzeczy dziejące się podczas zabijania" - przyp. aut.) i opowie historie pewnego indonezyjskiego ochroniarza mieszkającym z żoną i 7-letnim synkiem mieszka w okolicy, której społeczność się radykalizuje. Chcę się stamtąd przenieść, ale nie ma pieniędzy, dlatego korzysta z oferty "awansu" i na polecenie szefa zostaje porywaczem do wynajęcia. Zarabia więcej, ale pojawią się kolejne problemy. Głównie związane z religią. Wszyscy bohaterowie będą muzułmanami, ale pokażę, że mogą kierować się innymi przesłankami.

RT: Film, z którym przyjechałeś do Polski, jest o kradzieży, o piractwie. Dlaczego uważasz, że to największe problemy obecnej Indonezji?

Joko Anwar: Z jednej strony nie dotyczy on tylko Indonezji, ale wszystkich na świecie. To pewnego rodzaju trend, który wynika z tego, że stajemy się coraz bardziej egoistyczni, przestajemy myśleć o innych i kierujemy się własnym dobrem. Kiedy kradniesz, nie myślisz o innych. Jeżeli decydujesz się na korupcję będąc politykiem, także nie interesuje cię zdanie innych. Ale to dotyczy wszystkich i dlatego chciałem przedstawić ten problem.

RT: W jednym z poprzednich wywiadów mówiłeś, że rzeczywistość w Indonezji w pewien sposób czyni z ciebie złodzieja. Jako przykład podawałeś rynek filmów, na którym nie można łatwo kupić płyt legalnie, ponieważ jest ich zbyt mało. Za to pirackie kopie są wszędzie i kosztują grosze. Dlaczego ten stan się utrzymuje?

JA: Sytuacja jest trudna, bo oglądanie filmów jest jedną z podstawowych rozrywek w moim kraju. Ostatnio trochę zmienia się na korzyść, ponieważ rząd działa na rzecz ułatwień dostępu do tego rynku dla ludzi, wchodzą zagraniczne serwisy z VoD do naszej sieci. Prezydent Jokowi i burmistrz stolicy Ahok robią dobrą robotę. Mieszkam w Dżakarcie i widzę te pozytywne zmiany na własne oczy. Wierzę, że w moim kraju więcej inteligentnych ludzi zabierze głos i uaktywni się politycznie tak, że zbierająca się dotychczas agresja i radykalne nastroje zostaną powstrzymane.

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości