Koreańskie złoto

Nie chodzi o kimchi czy inny specjał wyjątkowy dla tamtej kultury. Ten tytuł należy rozumieć dosłownie.

Aktualizacja: 13.12.2016 00:26 Publikacja: 13.12.2016 00:24

Rafał Tomański

Rafał Tomański

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

W dalekiej Azji wiele rzeczy dzieje się inaczej niż u nas. Według starej chińskiej zasady dzieci przychodzą na świat licząc sobie już rok życia. Urodzone pod koniec grudnia po zaledwie kilku dniach życia w styczniu osiągają dwa lata. Dzieci to skarb i nadzieja na bezpieczną przyszłość dla rodziców, dlatego dzień pierwszych urodzin obchodziło sie wyjątkowo szczególnie. W dawnych czasach przeżycie pierwszego kalendarzowego roku było dla małego człowieka trudne.

W Korei na pierwsze urodziny zwykło dawać się dziecku prezenty ze złota. Cenne, stanowiące pewny kapitał, niezniszczalne, łatwiejsze do przechowywania niż jakiekolwiek pieniądze - złoto, przeważnie w formie pierścionków z okazji pierwszych urodzin zwanych dol, od dawna było obecne w tradycji. Koreańczycy przez lata zmagali się z wahaniami cen tego metalu, ale kupowali go niezmordowanie gromadząc w domach coraz więcej takich pamiątek. Złote wyroby trafiały nie tylko do najmłodszych, wręczano je najlepszym pracownikom w formie medali i złotych breloczków do kluczy za wysługę lat. Przydawały się także w drugim ważnym momencie życia, gdy kończyło się 60 lat. Chiński zodiak ma poza 12 znakami pięć żywiołów, których wszystkie kombinacje kończą się po 60 latach. Uważa się, że wówczas wszystko w życiu zaczyna się na nowo. A na udany początek najlepiej sprawdza się coś ze złota.

To narodowe szaleństwo przydało się w nieoczekiwany sposób, gdy w 1997 do Korei zapukał finansowy kryzys. Kraj musiał starać się o pożyczkę od Międzynarodowego Funduszu Walutowego, ale jej spłata mogła Południe dobić, tak jak obecnie w Europie ze spłatami kredytu nie radzi sobie Grecja. Rząd poprosił swoich obywateli o pomoc. Dług można było spłacić szybciej właśnie przy pomocy gromadzonego złota, którego wartość w prywatnych rękach szacowano na blisko 20 mld dolarów.

Kredyt od MFW był niecałe trzy razy wyższy (dokładnie 57 mld), ale Koreańczycy nie przestraszyli się wyzwania. W ciągu pierwszego tygodnia oficjalnie ogłoszonej zbiórki do punktów odbioru złota przeniesiono osiem ton w formie pierścionków, figurek, medali i rozmaitych złotych bibelotów. Sportowcy oddawali swoje trofea, małżeństwa obrączki, dzieciom odbierano urodzinowe talizmany, a do działania zachęcały największe koncerny.

Szefowie Daewoo, Samsunga czy Hyundai dziś muszą zeznawać przed specjalną komisją, która stara się zrozumieć ich powiązania ze skorumpowaną prezydent i szeregiem jej doradców. 19 lat wcześniej wraz ze zwykłymi ludźmi brali udział w pospolitym ruszeniu ratującemu kraj. Wtedy się udało, przetopione złoto oznaczało dodatkowe 3 mld dolarów na spłatę kredytu. Koreańczycy poczuli swoją siłę i zadziwili nietypowym oddaniem świat.

Dziś drogi koncernów i zwykłych ludzi nie wyglądają na zbieżne. Ci pierwsi stworzyli mechanizmy przydatne sobie i własnym interesom. Drudzy wciąż potrafią się mobilizować, gdy zachodzi taka potrzeba. Dzięki konsekwencji w protestach przez kilka tygodni pod rząd politycy odwołali prezydent, przezwyciężono brak kreatywności w opozycji i przekonano do oporu także połowę partii rządzącej. Choć czasami cała historia z udziałem Park Geun-hye wydaje się tak trudna i granicząca z beznadziejną, to wciąż największym kapitałem kraju są jego mieszkańcy. To w nich tkwi potencjał na odwrócenie każdego złego trendu. Tym bardziej, że Koreańczycy byli w stanie skrzyknąć się nie tylko wobec kryzysu z 1997 roku, ale także przeprowadzili narodową zbiórkę na spłatę roszczeń narzuconych przez Japonię 90 lat wcześniej, w 1907 roku. Wówczas trzeba było zebrać w przyspieszonym tempie środki o wartości rocznego PKB - tyle domagało się Tokio na mocy traktatu z 1905 roku. Zgodnie z przekazywanymi z tamtych czasów historii mężczyźni rzucali palenie, żeby oszczędzić więcej pieniędzy, a kobiety oddawały rodową biżuterię.
W 1998 pracownicy koncernów z dumą nosili przypinki z hasłem "Oddawajmy nasze złoto państwu na szybszą spłatę kredytu". Dzisiaj nie potrzeba pieniędzy i znaczków, wystarczy tylko, żeby dotychczasowa jednomyślność jak najdłużej pozostała na półwyspie. Kto wie, czy kiedyś nie uda jej się pokonać nawet najlepiej strzeżonej granicy świata na 38. równoleżniku.

Publicystyka
Ks. Robert Nęcek: A może papież z Holandii?
Publicystyka
Frekwencyjna ściema. Młotkowanie niegłosujących ma charakter klasistowski
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Mieszkanie Nawrockiego, czyli zemsta sztabowców
Publicystyka
Marius Dragomir: Wszyscy wrogowie Viktora Orbána
Publicystyka
Kazimierz Groblewski: Sztaby wyborcze przed dylematem, czy już spuszczać bomby na rywali
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku