Koreańczycy mają nowe określenie: "gwicheong yeoja". Dosłownie oznacza "dziewczynę od błony bębenkowej". W kraju, w którym cały czas ktoś od kogoś czegoś wymaga, ludzie mówią, że mają dosyć wszechobecnego bełkotu i wolą słuchać głosów naprawdę sprawiających przyjemność. Wybrankami o słodkich głosach stają się muzycy, których dźwięki potrafią koić nerwy. Gdy piosenki się kończą, z powrotem wraca się do rzeczywistości politycznego zamieszania i transmisji z przesłuchań kolejnych oskarżonych w najważniejszej aferze ostatnich lat w Korei Południowej.
Tych najważniejszych przesłuchań nie można jednak zobaczyć w telewizji. Choi Soon-sil, wieloletnia powierniczka prezydent Park Geun-hye, która od 9 grudnia pozostaje w stanie impeachmentu, oraz dwaj prezydenccy doradcy An Chong-bum i Jeong Ho-seong nie chcieli pojawić się w budynku parlamentu przed spec komisją. Parlamentarzyści pojechali zatem do więzienia.
Można by ponuro żartować, że przy tak rozbudowanej korupcji prędzej czy później większość z posłów trafi za kraty. Nie bylibyśmy nawet dalecy od prawdy. Obecnie czworo z dziesięciu parlamentarzystów na Południu ma coś kryminalnego na sumieniu. Tym razem jednak w drugi dzień świąt czekała ich bardzo ciężka rozmowa z panią Choi.
Choi Soon-sil unikała odpowiedzi na każde pytanie, wypierała się wszystkiego, co tylko jej zarzucano. Przesłuchanie było trudne i skończyło się fiaskiem. Parlamentarzyści usłyszeli co prawda, że Choi jest gotowa odsiedzieć w więzieniu nawet dożywocie, ale jak każdy stereotypowy skazany kwitowała sytuację, że siedzi za niewinność. Przeprosiła Koreańczyków za zamieszanie, jakie spowodowała afera z jej udziałem. Dodała, że nie zawiodła się na pani prezydent. Z pewnością Park Geun-hye mogłaby nazwać Choi Soon-sil swoją "dziewczyną od błony bębenkowej".
Doradcy byli bardziej rozmowni. Pan An stwierdził, że nie podejmował żadnych decyzji samodzielnie i całą winę zrzucił na panią prezydent. Natomiast pan Jeong potwierdził, że Choi Soon-sil poprawiała prezydenckie przemówienia. Według niego Park pisała w zbyt mglisty i trudny do zrozumienia sposób, dlatego taka korekta była niezbędna. To właśnie informacje o tym, że przemówienia głowy państwa miałyby być pisane przez tajemniczego ghost writera zajmującego się na co dzień korumpowaniem biznesu, najbardziej rozsierdziły zwykłych ludzi.