Tomański: Na mój film lepiej nie idźcie

Teoretycznie takie słowa mógłby powiedzieć każdy, ale nie reżyser.

Publikacja: 27.12.2016 22:00

Rafał Tomański

Rafał Tomański

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

Koreańczycy mają nowe określenie: "gwicheong yeoja". Dosłownie oznacza "dziewczynę od błony bębenkowej". W kraju, w którym cały czas ktoś od kogoś czegoś wymaga, ludzie mówią, że mają dosyć wszechobecnego bełkotu i wolą słuchać głosów naprawdę sprawiających przyjemność. Wybrankami o słodkich głosach stają się muzycy, których dźwięki potrafią koić nerwy. Gdy piosenki się kończą, z powrotem wraca się do rzeczywistości politycznego zamieszania i transmisji z przesłuchań kolejnych oskarżonych w najważniejszej aferze ostatnich lat w Korei Południowej.

Tych najważniejszych przesłuchań nie można jednak zobaczyć w telewizji. Choi Soon-sil, wieloletnia powierniczka prezydent Park Geun-hye, która od 9 grudnia pozostaje w stanie impeachmentu, oraz dwaj prezydenccy doradcy An Chong-bum i Jeong Ho-seong nie chcieli pojawić się w budynku parlamentu przed spec komisją. Parlamentarzyści pojechali zatem do więzienia.

Można by ponuro żartować, że przy tak rozbudowanej korupcji prędzej czy później większość z posłów trafi za kraty. Nie bylibyśmy nawet dalecy od prawdy. Obecnie czworo z dziesięciu parlamentarzystów na Południu ma coś kryminalnego na sumieniu. Tym razem jednak w drugi dzień świąt czekała ich bardzo ciężka rozmowa z panią Choi.

Choi Soon-sil unikała odpowiedzi na każde pytanie, wypierała się wszystkiego, co tylko jej zarzucano. Przesłuchanie było trudne i skończyło się fiaskiem. Parlamentarzyści usłyszeli co prawda, że Choi jest gotowa odsiedzieć w więzieniu nawet dożywocie, ale jak każdy stereotypowy skazany kwitowała sytuację, że siedzi za niewinność. Przeprosiła Koreańczyków za zamieszanie, jakie spowodowała afera z jej udziałem. Dodała, że nie zawiodła się na pani prezydent. Z pewnością Park Geun-hye mogłaby nazwać Choi Soon-sil swoją "dziewczyną od błony bębenkowej".

Doradcy byli bardziej rozmowni. Pan An stwierdził, że nie podejmował żadnych decyzji samodzielnie i całą winę zrzucił na panią prezydent. Natomiast pan Jeong potwierdził, że Choi Soon-sil poprawiała prezydenckie przemówienia. Według niego Park pisała w zbyt mglisty i trudny do zrozumienia sposób, dlatego taka korekta była niezbędna. To właśnie informacje o tym, że przemówienia głowy państwa miałyby być pisane przez tajemniczego ghost writera zajmującego się na co dzień korumpowaniem biznesu, najbardziej rozsierdziły zwykłych ludzi.

Pani Choi nie wyraziła zgody na filmowanie przesłuchania, dlatego na zdjęciach w koreańskiej prasie pojawia się jedynie jej rysunkowa postać. Siedzącą tyłem więźniarkę ubraną w szarobury mundurek z więzienia Uiwang pod Seulem otaczają prawdziwi parlamentarzyści o przejętych wyrazach twarzy. Takiej kreskówki z pewnością nikt nie chciałby czytać, a pani Choi niezbyt nadaje się na super bohaterkę koreańskiej manhwy czyli komiksów.

Podczas gdy wszyscy w Korei mają dość ponurej i skorumpowanej rzeczywistości, w Japonii najnowsza animacja bije rekordy. Film zatytułowany "Twoje imię" przyciąga kolejne rekordy i pnie się w górę w kinowych rankingach wszech czasów. Jego twórca, Makoto Shinkai, w którym Japończycy widzą następcę Hayao Miyazakiego, najsłynniejszego do tej pory rysownika anime, mówi wprost - nie idźcie na mój film. Trudno powiedzieć, czy nie jest jedynie sposób na podbicie popularności, ale skoro o to w przypadku tego filmu nie trzeba zabiegać, warto wsłuchać się w słowa Shinkaia. Według niego film jest niezdrowy i nie powinien pozostawać w głowach widzów. Poza tym wymaga wielu poprawek i w sumie nie ma się czym w jego przypadku chwalić. Życie wydaje się robić sobie z ludzi żarty. Japońska super kreskówka, którą zdążył już obejrzeć co siódmy mieszkaniec kraju, ma pozostać w zapomnieniu. Natomiast coraz bardziej koszmarna afera z Korei przybiera nowe, rysunkowe formy i wciąż zdobywa kolejne fragmenty rzeczywistości.

Koreańczycy mają nowe określenie: "gwicheong yeoja". Dosłownie oznacza "dziewczynę od błony bębenkowej". W kraju, w którym cały czas ktoś od kogoś czegoś wymaga, ludzie mówią, że mają dosyć wszechobecnego bełkotu i wolą słuchać głosów naprawdę sprawiających przyjemność. Wybrankami o słodkich głosach stają się muzycy, których dźwięki potrafią koić nerwy. Gdy piosenki się kończą, z powrotem wraca się do rzeczywistości politycznego zamieszania i transmisji z przesłuchań kolejnych oskarżonych w najważniejszej aferze ostatnich lat w Korei Południowej.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Artur Bartkiewicz: Wybory do Parlamentu Europejskiego. Dlaczego tym razem Lewicy miałoby się udać?
Publicystyka
Roman Kuźniar: Czy rząd da się wpuścić w atomowe maliny?
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?