Od kiedy rządzi PiS, nie było spotkań premierów Polski i Litwy ani w Warszawie, ani w Wilnie. Do teraz. Saulius Skvernelis pojawił się w stolicy Polski. Wcześniej jego rząd wykonał gest pod adresem Orlenu, właściciela rafinerii w Możejkach (doszło do podpisania umowy z Kolejami Litewskimi). A władze lokalne, szczególnie w stolicy, nadały odpowiedni status polskim szkołom. W przeddzień wizyty okazało się jeszcze, że trzy polskie kanały telewizyjne będą mogły być odbierane na Litwie.
Zanim Saulius Skvernelis porozmawiał we wtorek rano z Beatą Szydło (i, w szerszym gronie, z przedstawicielami Łotwy i Estonii, bo nie była to wizyta bilateralna, lecz malutki szczyt polsko-bałtycki), w poniedziałek wieczorem przeprowadził z liderem PiS Jarosławem Kaczyńskim długą rozmowę o wszystkim – od inwestycji, przez mniejszości narodowe, po sport.
W Warszawie okazało się, że Litwa ma podobne podejście do swobody przepływu usług w UE jak Polska. Stanie po naszej stronie w sporze zainicjowanym przez prezydenta Francji Emmanuela Macrona w sprawie pracowników delegowanych, przynajmniej w sferze transportu. – Będziemy bronić naszych kierowców tirów – powiedział „Rzeczpospolitej".
Nie krytykował Polski za to, za co krytykuje ją Komisja Europejska. Spytany przeze mnie, co by jego kraj zrobił, gdyby ważyła się sprawa odebrania Polsce prawa głosu w Radzie Europejskiej, najpierw stwierdził, że ma nadzieją na kompromis, którego, „jak mówiła, szuka premier Beata Szydło".
– A jeżeli jednak doszłoby do głosowania dotyczącego takiej kary dla Polski, jak się zachowa Litwa? – dopytywałem. Wtedy stanowisko brzmiałoby: wiemy, że „to jest nasz sąsiad".