Program „Za życiem” zakładał wsparcie kobiet w ciąży – nie tylko gdy zagrożone było życie matki, a u dziecka zdiagnozowano letalną wadę. Ustawodawca założył, że lepsza opieka medyczna i wsparcie psychologiczne udzielone tym, które muszą się zmierzyć z problemem trudnej ciąży, pomoże kobietom podjąć decyzję o donoszeniu. Miała się też zwiększyć dostępność lekarzy i zmniejszyć ryzyko śmierci okołoporodowej.
Na realizację programu w latach 2017–2020 przeznaczono 3 mld zł. W pierwszym etapie wsparcie miało trafić do rodzin z niepełnosprawnym dzieckiem. W ubiegłym roku becikowe w wysokości 4 tys. zł (otrzymują je te kobiety, które zdecydowały się urodzić dziecko z wadą) wypłacono 4129 razy.
Ale trudno chronić życie dziecka, nie dbając wcześniej o egzystencję matki. Z najnowszego raportu NIK wynika, że jeśli jesteś kobietą, nie masz pieniędzy i mieszkasz na wsi – do ginekologa dostaniesz się tylko wtedy, gdy masz szczęście. Jak policzono, na jednego lekarza na prowincji przypada blisko 28 tys. pacjentek. Czasami trzeba do niego jechać nawet 50 km, co z pewnością nie służy ani przyszłej mamie, ani jej trudnej ciąży. Niekiedy, by się do niego dostać, trzeba stać godzinami w kolejce po numerek, bo na wsi czekanie pod przychodnią od 5 rano, nawet na mrozie, nie jest wyjątkiem, tylko smutną codziennością.
W mieście jest lepiej, choć trudno cieszyć się z tego, że jeden ginekolog przypada na 4 tys. kobiet. A na wizytę do lekarza prowadzącego ciążę, przyjmującego w jednym z największych szpitali w Warszawie, trzeba czekać około dwóch miesięcy.
Długi termin jest nie tylko niekorzystny dla zdrowia dziecka, ale też uniemożliwia otrzymanie becikowego, które przysługuje tym matkom, które zgłoszą się do lekarza do 10. tygodnia ciąży. Kobieta o swoim stanie dowiaduje się zwykle około 4.–5. tygodnia.