Kiedy sięgam pamięcią do 8 marca 1968 r. na dziedziniec UW, widzę tam wiele znajomych twarzy. Widzę Marka Barańskiego, do niedawna naczelnego „Trybuny”. Widzę Tadzia Witkowskiego, dziś wyklętego lustratora, Agnieszkę Arnold, reżyserkę „Sąsiadów”, Janka Dworaka, byłego prezesa TVP. Krzysia Zaleskiego, aktora, dyrektora IV programu PR, Jurka Niemczuka, scenarzystę „Rancza”. Tłum indywidualności, które połączyło coś zupełnie innego niż rozważania nad Waryńskim. Pamiętam strajk okupacyjny w gmachu polonistyki, dwoje profesorów, którzy nam towarzyszyli w nocy, panią prof. Puzyninę i prof. Żółkiewskiego, który przyniósł chleb, słój smalcu i robił bardzo sprawnie kanapki. I plotki, kto z kim i w którym zakamarku, bo byliśmy młodzi i sytuacja także emocjonalnie była niezwyczajna.
Tak, byliśmy nawet bardzo młodzi i bunt miał również charakter pokoleniowy. A także ludyczny. Z moim najbliższym wtedy przyjacielem Markiem Malakiem staraliśmy się być wszędzie tam, gdzie coś się działo. Jak była okazja ganiania się, a nawet bicia z Golędzinowem, trzeba ją było wykorzystać. To wszystko zostało z pamięci o Marcu wyeliminowane. Został tylko Adam Michnik i jego grupa w kontrze do partyjnych dogmatyków. Regresio cum utilitas. To trochę mało.”
Kiedy sięgam pamięcią, niestety, coraz słabszą, do dziedzińca Uniwersytetu Warszawskiego i 8 marca 1968 roku, widzę tam nawet Marka Barańskiego, dzisiejszego naczelnego „Trybuny”. Może był oddelegowany przez ZMS, nie wiem, ale był tak samo narażony na kontakt z „aktywem robotniczym” jak my wszyscy. Widzę Tadzia Witkowskiego, dziś wyklętego lustratora. Agnieszkę Arnold, reżyserkę „Sąsiadów”, Joasię Wiszniewicz, dziś w Żydowskim Instytucie Historycznym, Janka Dworaka, byłego prezesa TVP. Krzysia Zaleskiego, aktora, dyrektora IV programu PR, Marka Malaka, który zrobił najdziwniejszą karierę ze wszystkich, bo jest światowym ekspertem od historycznych zegarów, Jurka Niemczuka, scenarzystę „Rancza”, nieżyjących Janka Walca i Gienia Kloca. Tłum indywidualności, które połączyło coś zupełnie innego niż rozważania nad Waryńskim. Pamiętam strajk okupacyjny w gmachu polonistyki, dwoje profesorów, którzy nam towarzyszyli w nocy, panią prof. Puzyninę i prof. Żółkiewskiego, który przyniósł chleb, słój smalcu i robił bardzo sprawnie kanapki. I plotki, kto z kim i w którym zakamarku, bo byliśmy młodzi i sytuacja także emocjonalnie była niezwyczajna.
Tak, byliśmy nawet bardzo młodzi i bunt miał również charakter pokoleniowy. A także ludyczny. Z moim najbliższym wtedy przyjacielem Markiem Malakiem staraliśmy się być wszędzie tam, gdzie coś się działo. Jak była okazja ganiania się, a nawet bicia z Golędzinowem, trzeba ją było wykorzystać. To wszystko zostało z pamięci o Marcu wyeliminowane. Został tylko Adam Michnik i jego grupa w kontrze do partyjnych dogmatyków. Regresio cum utilitas. To trochę mało.”