Koniec ery łatwego pieniądza

Kryzys hipoteczny w USA przyniósł ogromne straty bankom, utratę zaufania, zaostrzenie warunków kredytu i groźbę recesji – twierdzi ekonomista Ministerstwa Gospodarki

Publikacja: 12.03.2008 01:11

Red

Winę za obecną sytuację ponoszą niskie stopy procentowe, którymi starano się podsycać pękające bańki spekulacyjne w obawie przed gniewem Wall Street. W Polsce polityka taniego złotego może przynieść podobne skutki.

Uderz w stół, a nożyce się odezwą. Tak można scharakteryzować reakcję byłego szefa Fedu Alana Greenspana na zarzut sprowadzenia kryzysu bankowego. Wszystkiemu są winne Chiny i ich polityka kursowa. Od lat wartość juana jest sztucznie zaniżona wobec dolara, powodując narastanie deficytu handlowego (214 mld dol.). Ma to ten skutek, że tani import ogranicza wzrost płac i obniża oczekiwania inflacyjne, w tym te zakotwiczone w stopach długoterminowych.

Stały spadek stóp realnych w świecie od początku lat 90. musiała spowodować stałą nadwyżkę oszczędności nad inwestycjami. I rzeczywiście, w krajach rozwijających się stopa oszczędności wzrosła, kosztem konsumpcji, z 24 proc. PKB w 1999 r. do 33 proc. w 2006 r. Jednakże globalna rzeczywista stopa oszczędności nie zmieniła się, co oznacza, że kraje rozwijające się finansowały ujemną nadwyżkę (konsumpcję) w krajach rozwiniętych.

W rezultacie spadek długoterminowych stóp realnych obniżył rentowność wielu aktywów światowych (akcje, mieszkania). To pomogło nie tylko ożywić giełdy światowe po pęknięciu bańki internetowej w 2000 r., ale nawet dramatycznie podnieść ceny aktywów. Wartość akcji na podstawowych giełdach wzrosła do dziś do ponad 50 bln dol., dwukrotnie więcej niż w 2002 r.

Takie tłumaczenie mogłoby przekonywać, gdyby nie fakt, że ten sam Alan obniżył w latach 2003 – 2004 stopy procentowe w USA do niebywałego poziomu 1 proc. w odpowiedzi na spowolnienie po krachu internetowym, zalał rynki światowe pieniądzem i sprowokował wzrost cen domów, który skończył się kryzysem hipotecznym. Popyt na domy był wtedy napędzany oczekiwaniami rosnących cen mieszkań – dynamiką będącą pożywką baniek spekulacyjnych.

W ekonomii nietrudno pomylić przyczyny ze skutkami, zwłaszcza jeśli jest to celowe. Ameryka prowadzi otwartą gospodarkę i nie sposób oddzielić sytuacji w kraju od efektów zewnętrznych. Dopuszczenie do powstania bańki internetowej i ratowanie giełdy po jej pęknięciu wymagało wpompowania znacznego kapitału do gospodarki. Zarazem pieniądz mający wspomagać wzrost w kraju dostał się w ręce konsumentów, którzy przy aprobacie Chin dalej pogłębiali deficyt handlowy USA. Ostatecznie cykl się zamknął, gdy Chiny zaczęły inwestować gotówkę z eksportu w papiery skarbowe USA.

Wówczas na nic się zdały wysiłki byłego szefa Fed, by podnieść stopy długookresowe i schłodzić gospodarkę. Po chwilowym wzroście na wiosnę 2004 r. stopy długoterminowe spadły z powrotem, mimo stopniowego zacieśniania polityki pieniężnej przez 2005 r. Ostatecznie chiński napływ oszczędności jedynie pogłębił tlący się od dawna kryzys, a niska premia za ryzyko zachęciła banki i ich klientów do niekontrolowanej kreacji kredytu mieszkaniowego.

Kłopot z polityką pieniężną mają nie tylko USA. Ale o ile Fed dba raczej o tani kredyt, o tyle RPP przechodzi jakby kryzys dojrzewania. Raz jest sroga, raz pobłażliwa. I tak po przystąpieniu do UE w maju 2004 r. i wzroście cen do 4,4 proc. RPP podniosła stopy do 6,5 proc., ale czekała z obniżkami aż do końca marca 2005 r., mimo że wiedziała o spowolnieniu na przełomie roku. Następnie redukując stopy do 4,5 proc., nie zapobiegła zejściu inflacji poniżej celu (2,5 proc.), gdzie się znalazła od maja 2005 (0,6 – 1,8 proc.). OECD ocenia, że ta ostra reakcja była repliką polityki z lat 1999 – 2000 i przyniosła znaczne straty w PKB.

Kolejną odsłoną polityki pieniężnej były obniżki w styczniu i lutym 2006 r. do 4 proc., które utrzymały się aż do maja 2007 r., potem wzrosły do 5 proc. Ale od końca 2005 r. gwałtownie narasta bańka mieszkaniowa i kredytowa oraz deficyt na rachunku bieżącym. Ceny mieszkań rosły w tempie 56 – 82 proc. rocznie, a kredyt konsumpcyjny i mieszkaniowy 30 – 60 proc. Podaż pieniądza rosła w tempie 14,5 proc., a deficyt bieżący ma przekroczyć w tym roku 5 proc. PKB. Inflację już szacuje się na 4, 6 proc.

Jak widać, Polska wkroczyła na ścieżkę dmuchanego rozwoju, napędzanego cenami aktywów przy spadku krajowych oszczędności. Masa taniego kredytu utwierdziła ludzi w przekonaniu, że nie ma potrzeby oszczędzania na realnym dochodzie, a wystarczy na wirtualnych aktywach. Ale taka bańka kredytowo-aktywowa musi kiedyś pęknąć, obnażając iluzję dobrobytu i wadliwość koncepcji. Dziś zdrowy rozsądek nakazuje, by wzrost żywił się nie oktanem pustej kalorii (nadpłynność), a dozą odżywczej krwi (oszczędności). Inaczej upojenie skończy się co najmniej depresją, po której powinno nastąpić otrzeźwienie (wzrost stóp procentowych i oszczędzania).

Winę za obecną sytuację ponoszą niskie stopy procentowe, którymi starano się podsycać pękające bańki spekulacyjne w obawie przed gniewem Wall Street. W Polsce polityka taniego złotego może przynieść podobne skutki.

Uderz w stół, a nożyce się odezwą. Tak można scharakteryzować reakcję byłego szefa Fedu Alana Greenspana na zarzut sprowadzenia kryzysu bankowego. Wszystkiemu są winne Chiny i ich polityka kursowa. Od lat wartość juana jest sztucznie zaniżona wobec dolara, powodując narastanie deficytu handlowego (214 mld dol.). Ma to ten skutek, że tani import ogranicza wzrost płac i obniża oczekiwania inflacyjne, w tym te zakotwiczone w stopach długoterminowych.

Pozostało 87% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości