Trzeba się sprzeciwić „polityce salami"

Czwartkowe wydarzenia wokół Domu Polskiego w Iwieńcu, a zwłaszcza zatrzymanie przez białoruską milicję sporej grupy polskich działaczy, świadczą o tym, iż władze w Mińsku postanowiły zastosować wobec naszych rodaków "taktykę salami".

Aktualizacja: 21.01.2010 19:25 Publikacja: 21.01.2010 19:23

Piotr Kościński

Piotr Kościński

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Polega ona na stopniowym ograniczaniu ich możliwości działania. Nie wróży to dobrze ani przyszłości Polaków na Białorusi, ani stosunkom polsko-białoruskim.

Mińsk toleruje co prawda działalność Andżeliki Borys, przewodniczącej nieuznawanego oficjalnie Związku Polaków – ona i jej współpracownicy prowadzą społeczną szkołę polską w Grodnie i organizują rozmaite imprezy. Zarazem jednak władze co pewien czas wybierają kolejny cel i atakują. Tak stało się także teraz.

Na Białorusi w różnych miastach działają domy polskie, postawione i urządzone za pieniądze polskich podatników. Trzy z nich wciąż uznają za szefa ZPB Andżelikę Borys. W czwartek uderzono w dom w Iwieńcu (przed wojną miasto leżało w Polsce, 16 km od granicy z ZSRR) oraz w kierującą nim Teresę Sobol, która została bezprawnie wykluczona ze Związku Polaków. Uczyniło to namaszczone przez władze prorządowe kierownictwo ZPB ze Stanisławem Siemaszką na czele. W walkę o Dom Polski zaangażowały się białoruska milicja i KGB.

Niewykluczone, że po Iwieńcu przyjdzie czas na dwa kolejne domy polskie. A potem zapewne na oddziały ZPB, wciąż uznające panią Borys za szefową. Najwyraźniej chodzi o to, by jej zwolenników wystraszyć, uniemożliwić im działanie, no i przejąć własność ZPB. A po jakimś czasie będzie można powiedzieć Warszawie: problem Andżeliki Borys dotyczy tylko jej samej i kilkudziesięciu osób.

To polityka prowadząca donikąd. Nie chodzi bowiem o Andżelikę Borys czy Teresę Sobol. Związek Polaków na Białorusi musi mieć prawo do posiadania demokratycznie wybranych władz i prowadzenia normalnej działalności.

I takie powinno być też stanowisko Warszawy. Organizacja wydmuszka, kierowana przez nieznającego języka polskiego Siemaszkę, potrzebna jest być może rządowym, białoruskim propagandzistom, ale nie białoruskim Polakom.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/koscinski/2010/01/21/trzeba-sie-sprzeciwic-%E2%80%9Epolityce-salami/]Skomentuj[/link][/ramka]

Polega ona na stopniowym ograniczaniu ich możliwości działania. Nie wróży to dobrze ani przyszłości Polaków na Białorusi, ani stosunkom polsko-białoruskim.

Mińsk toleruje co prawda działalność Andżeliki Borys, przewodniczącej nieuznawanego oficjalnie Związku Polaków – ona i jej współpracownicy prowadzą społeczną szkołę polską w Grodnie i organizują rozmaite imprezy. Zarazem jednak władze co pewien czas wybierają kolejny cel i atakują. Tak stało się także teraz.

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości