Rz: W zamian za zgodę na tarczę, domagamy się od USA pomocy w modernizacji naszej armii i nowych systemów obrony przeciwlotniczej. Czy to znaczy, że mamy zacofane wojsko i nie jesteśmy w stanie się obronić przed atakiem z powietrza?
Nie zgadzam się z taką oceną. Zapewniam, że mamy skuteczną obronę przeciwlotniczą. Musimy jednak już teraz myśleć o tym, co będzie za 10 – 20 lat. Posiadanie sprawnej, nowoczesnej armii kosztuje. Ale nie ma ceny, której nie byłoby warte bezpieczeństwo państwa .
A musimy mieć aż tak dużą armię pochłaniającą z budżetu 23 miliardy złotych rocznie?
Za te pieniądze budujemy i modernizujemy armię, by mogła sprostać całej masie zagrożeń. Mogą one powstać gdziekolwiek, rozwinąć się nagle w nieprzewidywalny sposób. Wojsko najlepiej spełnia swoje zadania, kiedy nie musi być użyte, ale jest do tego użycia gotowe. Nasze wojsko i całe NATO powinny mieć taki potencjał, by odstraszać ewentualnego przeciwnika. Spotkałem się już z poglądem, że skoro weszliśmy do NATO, silna armia jest nam niepotrzebna, bo obroni nas sojusz. To naiwny pogląd. Członkostwo w NATO to nie tylko przywilej poczucia bezpieczeństwa, ale zobowiązanie polegające m.in. na tym, że Polska i jej armia, mówiąc językiem ekonomii, stanie się współproducentem bezpieczeństwa stosownie do swoich możliwości.
Właśnie wycofujemy się z Iraku, gdzie poległo 20 naszych żołnierzy. Warto było tam jechać?