Polska marnuje swoją szansę

Profesor Adam Strzembosz. O kulturze politycznej, sporze między Platformą Obywatelską a prezydentem i roli mediów

Publikacja: 04.08.2008 03:15

Adam Strzembosz

Adam Strzembosz

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

RZ: Jak pan się czuje, oglądając to, co się dzieje w polskiej polityce?

Prof. Adam Strzembosz: Doczekałem się niepodległej Polski. Dla kogoś, kto żyje trochę dłużej, ta ogromna zmiana statusu naszego kraju jest rzeczą wspaniałą. Natomiast bardzo mnie martwi nasze obecne życie polityczne.

Właściwie mamy optymalną sytuację. Dwie duże partie, właściwie nie bardzo od siebie odległe, zdominowały scenę polityczną. Nie ma znaczenia, czy jedna zbliża się do centrum z lewa, druga z prawa. Jak się wydaje SLD odchodzi w przeszłość. Można by teraz realizować pewne wspólne założenia dla ugrupowań centroprawicowych.

Tymczasem ta szansa jest marnowana. Dzieje się bardzo źle. To, że nie dochodzi do porozumienia w węzłowych sprawach, jest nie tylko szkodliwe dla kraju, ale i dla tych partii.

Załóżmy, że w następnym rozdaniu PiS dojdzie do władzy, ale przedtem Donald Tusk zostanie prezydentem. I znów będzie podobnie. W interesie każdego ugrupowania jest porozumienie się w pewnym zakresie spraw najważniejszych, możliwie apolitycznych i możliwie mało zideologizowanych.

Groziłby nam może zanik polityki. Brak sporu też nie jest rzeczą dobrą.

Nie jestem przeciwko sporom. Dojście do powszechnie aprobowanego minimum byłoby też wynikiem bardzo gorących sporów. Tylko musiałyby być takie nastawienia, jak mówi pan Palikot, że w jego komisji właściwie wszyscy są zgodni, żeby usuwać nonsensy. Gdyby to można było rozszerzyć na cały szereg innych, podstawowych dla państwa kwestii, to byłoby bardzo dobrze. Są takie kwestie, które stanowią zagrożenie dla kraju. Na przykład nasza dzietność. To jest większe zagrożenie niż bieda, zacofanie w nauce czy technologii. Społeczeństwo, które się pomniejsza, nie będzie mogło się rozwijać i zaspokajać swoich elementarnych potrzeb.

Ale nie mam poczucia, żeby politycy zajmowali się rozwiązywaniem spraw najważniejszych dla państwa. Dotyczy to jednego i drugiego ugrupowana. Rozumiem, że trudności obiektywne są ogromne. Nie mam wielkich pretensji, że nie rozwiązano np. problemów służby zdrowia, ale jest wiele rzeczy, które można było załatwić, a tego nie zrobiono. Taką sprawą jest np. KRUS. Politycy boją się tego tknąć, by nie utracić popularności. Wszyscy myślą tylko o najbliższych wyborach. A jak się tak kalkuluje, to się je potem przegrywa.

Zwłaszcza że obie partie koncentrują się przede wszystkim na walce ze sobą. Nawet w sprawie zasadniczej, jak tarcza antyrakietowa, toczą ze sobą nie spór, tylko wojnę podjazdową. Prezydent zarzuca szefowi MSZ niemal zdradę, a rząd nie informuje prezydenta o tym, co robi w tej sprawie.

To jest taki spór dramatyczny, obniżający wagę państwa. Nasze państwo przecież nie jest mocne. Autorytet państwa trzeba w społeczeństwie bardzo wzmocnić. Można to robić różnymi sposobami, a to, co się teraz dzieje, jest karygodne. Trzeba szukać tego, co wzmacnia państwo. Dobrym przykładem są obchody rocznicy Powstania Warszawskiego. W tego typu sprawach powinno być wiele wspólnego. A pamiętamy krytykę polityki historycznej. Przecież politykę historyczną uprawia każde normalne państwo. Projekty poprzedniego ministra kultury są likwidowane, padają pomysły np. likwidacji IPN. Taki radykalizm jest czymś bardzo złym.

Zapewne różne instytucje wymagają naprawy. Ale nie można mówić o likwidacji takich instytucji jak IPN. Pan Kurtyka może się podobać lub nie, ale zniszczenie Instytutu Pamięci Narodowej byłoby szaleństwem. To instytucja, która wykonała ogromną pracę, ma za sobą ogromne osiągnięcia. Poszerzyła naszą wiedzę historyczną w wielkim zakresie. Gdzie indziej mogłoby usiąść pięćdziesięciu historyków i zająć się konspiracją i partyzantką powojenną?

Prezydent kiedyś zapowiedział, że będzie wetował wszystkie ustawy, które przyśle mu rząd. Jednocześnie mówi się, że Platforma szykuje się do frontalnego ataku na prezydenta. Czy takie postawy są w polityce uprawnione?

Myślę, że jedna i druga jest nieuprawniona. Jeśli ktoś mówi o impeachmencie, to jest zabawne. Każdy, kto zna przepisy na poziomie elementarnym, wie, że to jest niemożliwe.

Platforma zresztą temu zaprzecza, ale przygotowuje się podobno do ataku na prezydenta.

Prezydent mógłby występować z inicjatywą ustawodawczą konsultowaną z różnymi ugrupowaniami

Taki frontalny atak na prezydenta wcale by Platformie nie pomógł. Tak samo jak takie szerokie wetowanie nie pomaga prezydentowi. Te stałe potyczki podgrzewają jeszcze radio i telewizja. Media starają się zastąpić opinię publiczną. Mają na nią teraz ogromny wpływ. Oczekuję od mediów syntetycznej, głębokiej oceny sytuacji politycznej, a nie tylko pokazywania walk. Boję się, że prasa, radio i telewizja prowadzą działalność samobójczą. Może dojść do tego, że tylko przekupki będą słuchać radia i oglądać telewizję, bo inni ludzie dadzą sobie z tym spokój. Dziennikarze mogą szybko zniechęcić ludzi do oglądania, słuchania i czytania, pokazując politykę w taki sposób. A to byłoby bardzo niebezpieczne, bo powstałby wielki rozziew między tym, co wie naród, a tym, co wie elita.

Co by pan doradził prezydentowi Kaczyńskiemu?

Wydaje mi się, że prezydent mógłby występować z inicjatywą ustawodawczą konsultowaną z różnymi ugrupowaniami. To mogłoby odegrać bardzo dużą rolę. Gdyby prezydent wystąpił z taką inicjatywą, pewnie PiS by go zbytnio nie atakował. A gdyby umiał to uzgodnić też z Platformą, to by występował jako zwornik tych dwóch ugrupowań dla dobra państwa. Taką rolę prezydent pełni np. przy polityce odznaczeniowej. To bardzo mi się podoba w działalności Lecha Kaczyńskiego.

W jakich dziedzinach prezydent powinien proponować projekty ustaw?

Choćby właśnie w sprawie KRUS. Zdjąłby Donaldowi Tuskowi i Jarosławowi Kaczyńskiemu z grzbietu bardzo niepopularną decyzję.

Wziąłby ją na swoje barki, a sam też przecież chce kandydować.

Tak, ale pokazałby, że jest prezydentem wszystkich Polaków i że nie chodzi mu tylko o reelekcję, ale o coś ważniejszego. Takie inicjatywy zostałyby docenione.

A co doradziłby pan premierowi Tuskowi?

Premier powinien położyć akcent na najważniejsze rzeczy. Na przykład na zdobycie pieniędzy na pomoc dla rodzi wielodzietnych poprzez cięcia w niepotrzebnych wydatkach państwa. Becikowe nie było udane i mądre, ale ulga podatkowa dla rodzin wielodzietnych jest sensowna, choć należałoby ją rozszerzyć. Zwiększenie dzietności jest w tej chwili najważniejszym zadaniem. Gdyby wykreowano zdrowy snobizm na wielodzietność, gdyby rodziców odpowiednio honorowano, to mogłoby to mieć ogromne znaczenie. Mówmy wprost, że wybór dziecka zamiast nowego samochodu to jest objaw patriotyzmu, że to dalekosiężne patrzenie na naszą przyszłość, ale też zabezpieczenie własnej przyszłości. Rząd powinien wspierać wszystkie tego rodzaju działania.

Adam Strzembosz (ur. 1930) – prawnik, w latach 1990 – 1998 pierwszy prezes Sądu Najwyższego oraz przewodniczący Trybunału Stanu

RZ: Jak pan się czuje, oglądając to, co się dzieje w polskiej polityce?

Prof. Adam Strzembosz: Doczekałem się niepodległej Polski. Dla kogoś, kto żyje trochę dłużej, ta ogromna zmiana statusu naszego kraju jest rzeczą wspaniałą. Natomiast bardzo mnie martwi nasze obecne życie polityczne.

Pozostało 96% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości