[b]RZ: Na taśmach ze spotkania premiera ze związkami zawodowymi Donald Tusk narzekał, że z powodu pomostówek „wyłysieje, straci 15 procent i w ogóle będzie miał tylko kłopoty”. Chyba trudno zatem w tej kwestii zarzucić rządowi działanie pod publiczkę.[/b]
[b]Janusz Śniadek:[/b] A może chodziło po prostu o chęć pokazania, że ten rząd cokolwiek robi. Premier sam przyznał, że oszczędności wynikające z likwidacji pomostówek są znikome z punktu widzenia budżetu państwa. Weźmy choćby coroczne koszty utrzymania KRUS, które są przeszło dziesięć razy wyższe niż utrzymanie pomostówek w obecnym kształcie. Albo nowy pomysł utworzenia armii zawodowej. Nikt nie pyta, ile będą kosztowały emerytury mundurowe dla zawodowych żołnierzy. Są pola, gdzie można szukać o wiele większych oszczędności. Dlatego zastanawia mnie ten upór i determinacja rządu, by szukać ich w całkowitej likwidacji emerytur pomostowych.
[b]Nikt nie mówi przecież o całkowitej likwidacji, lecz o ograniczeniu liczby osób uprawnionych do pobierania wcześniejszych emerytur.[/b]
To pomówmy o faktach. Bezsporne jest to, że ustawa likwiduje uprawnienia do emerytur pomostowych dla wszystkich bez wyjątku, którzy rozpoczęli pracę po 1 stycznia 1999 roku. Zachowuje to uprawnienie dla niedużej grupy osób, która rozpoczęła pracę przed tą datą. W praktyce oznacza to, że uprawnienie do wcześniejszej emerytury zachowa niewielka grupa pracowników.
[b]W tej sytuacji alternatywa jest prosta: albo prezydent dziś podpisze ustawę i przywileje emerytalne zachowa ponad ćwierć miliona ludzi, albo ją zawetuje i nikt ich nie zachowa.[/b]