To oczywiście przypadek, że tego samego dnia Bruksela ogłasza dane o największej zapaści gospodarczej Europy od 1970 roku, w Berlinie kongres syndykalistów planuje naprawę kapitalizmu, a w Warszawie związki zawodowe w ramach Komisji Trójstronnej idą na ustępstwa. Nie jest jednak przypadkiem, że kryzys mocniej dotyka dziś Europy niż Ameryki i euro szybciej traci na wartości niż dolar.
Unia ciężko na to pracowała. Kombinacja pakietów ratunkowych, malejących wpływów do budżetu, rosnącego bezrobocia z rozbuchanymi świadczeniami socjalnymi w końcu musiała doprowadzić do zapaści.
Socjalistyczna przygoda z ratowaniem biznesu przed biznesmenami dobiega końca. Europa musi znowu uwolnić ludzką energię, zamiast dusić przedsiębiorczość podatkami. Zrezygnować z monstrualnych przywilejów pracowniczych, ale też z miliardowych dopłat do nieporadnych banków czy koncernów samochodowych. Zasiłki dla bezrobotnych sięgające 80 proc. płacy i sztywne przepisy uniemożliwiające reorganizacje firm mogą pogrążyć Europę w długotrwałej depresji i społecznej degradacji.
David Cameron, konserwatywny kandydat na premiera Wielkiej Brytanii, prezydent Francji Nicolas Sarkozy i kanclerz Niemiec Angela Merkel przyznają, że wyższe podatki nas nie uratują. Wiedzą o tym, ale zwlekają. Tymczasem związki zawodowe prowadzą swoją wielką wojnę o socjalistyczną sprawiedliwość, krzycząc: "to nie nasz kryzys!". O to można się spierać, ale ten następny, groźniejszy, na pewno będzie ich i tylko ich.
Porozumienie Komisji Trójstronnej w Polsce idzie pod prąd roszczeniom związkowców w Europie Zachodniej. Daje rządowi fantastyczną okazję do przeprowadzania spóźnionych reform rynkowych, dalszej redukcji kosztów pracowniczych, prywatyzacji. Pamiętajmy, z jakiej wysokości nasza gospodarka skacze w dół. Polski most jest niższy, więc i lina musi być znacznie krótsza.