Czy szefom służb specjalnych łatwiej wygrać prywatny proces

Wiceszef ABW, sięgając w procesie cywilnym po informacje zdobyte metodami operacyjnymi, stawia się w dwuznacznej sytuacji

Publikacja: 18.10.2009 21:48

Wyobraźmy sobie ordynatora szpitala mającego z racji swojego stanowiska dostęp do lekarskich akt pacjentów. Z jednym z nich popada w konflikt i spór przenosi się do sądu. Wkrótce ordynator radzi swojemu pełnomocnikowi: "zwróć się o udostępnienie historii chorób, bo wiem, że Kowalski przechodził załamanie nerwowe, to podważy jego wiarygodność przed sądem". Ordynator wygrywa proces, a pomaga mu w tym wiedza zawodowa chroniona tajemnicą lekarską, którą za sprawą jego pełnomocnika została "lekko uchylona".

W sprawie podsłuchowej można się dopatrzyć analogii, ale z udziałem jednego z najwyższych funkcjonariuszy ABW. Pełnomocnik wiceszefa Agencji Jacka Mąki, który prowadzi spór sądowy o ochronę dóbr osobistych z redakcją "Rz", zwrócił się bowiem do prokuratury o udostępnienie części materiałów z podsłuchów sporządzonych w innej sprawie.

Informacje w nich zawarte mają podważyć wiarygodność przeciwników wiceszefa ABW w procesie cywilnym.

Niebywałe nie tylko z punktu widzenia etyki, ale i prawa.

Wszyscy funkcjonariusze ABW, jak również innych służb specjalnych, związani są tajemnicą państwową. Wszelka wiedza, jaką uzyskają w związku z wykonywaną funkcją, nie może wyjść na zewnątrz – ani informacje w danej sprawie, ani o sprawie.

Grozi za to odpowiedzialność karna (art. 231 i 265 kodeksu karnego). Jacek Mąka w sobotnim oświadczeniu przesłanym mediom napisał, że idąc do sądu przeciwko "Rz", skorzystał z takiego samego prawa jak każdy inny obywatel.

Szkopuł w tym, że wykorzystując za pośrednictwem swojego adwokata wiedzę o istnieniu tajnych stenogramów, postawił się ponad przeciętnym Kowalskim. Jego przeciwnicy procesowi nie wiedzieli przecież, że takie stenogramy z podsłuchów w ogóle mogły istnieć.

Postępując w ten sposób, wiceszef ABW stawia się w dwuznacznej sytuacji i może się narazić na bardzo poważne zarzuty.

To niejedyny skandal w tej sprawie. Niebywałe jest również to, że rozmowy osób postronnych nie zostały usunięte ze stenogramów podsłuchów.

Art 238 § 3 kodeksu postępowania karnego stwierdza jasno: jeżeli zapisy nie mają znaczenia dla postępowania karnego, sąd zarządza ich zniszczenie. Rozmowy panów Gmyza i Rymanowskiego nie dotyczyły sprzedaży aneksu do raportu o WSI ani płatnej protekcji podczas weryfikacji funkcjonariuszy. Dlatego te zapisy nigdy nie powinny się znaleźć w aktach.

Oburzony całą sytuacją jest mecenas Jacek Kondracki (pełnomocnik "Rz" w sprawie), którego zdaniem sąd karny z własnej inicjatywy powinien ocenić materiał, oczyszczając go z rzeczy nieistotnych dla sprawy i kwestii stricte prywatnych. Co więcej, zarówno orzecznictwo sądowe, jak i stanowisko doktryny wskazuje kategorycznie, że nie wolno w żadnym postępowaniu wykorzystywać nagrań z innego postępowania. Potwierdził to zresztą Sąd Najwyższy. Zgodnie z jego postanowieniem z 26 kwietnia 2007 r. materiały z kontroli rozmów telefonicznych niebędące dowodem popełnia przestępstw tzw. katalogowych, a więc wymienionych w art. 237 k.p.k., nie mogą stanowić dowodu w innym postępowaniu.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/10/18/czy-szefom-sluzb-specjalnych-latwiej-wygrac-prywatny-proces/]Skomentuj[/link][/ramka]

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości