W większości tekstów, jakie możemy znaleźć, przewija się jeszcze jedno ważne pytanie o symbolikę, metafizyczne znaczenie tego, co wydarzyło się 10 kwietnia pod Smoleńskiem.
Dla o. Augustyna Pelanowskiego „ta straszna śmierć w Smoleńsku jest nie tylko czymś okropnym i skłaniającym do współczucia rodzinom zmarłych, ale też znakiem, przypomnieniem, że my również umrzemy”. Bo, jak pisze duchowny, „cywilizacyjny galop wpędził nas w ułudę życia bez śmierci. (...) Odkładamy śmierć na później, ale ona wpada bezczelnie wcześniej”. Ks. Robert Skrzypczak zastanawia się, czy „było jakieś przesłanie dla żywych w widoku powracających z Moskwy jednakowych trumien, przewożonych w milczeniu czarnymi limuzynami przez ulice Warszawy?”.
Tomasz P. Terlikowski podkreśla z kolei, że naszym – Polaków – zadaniem jest „odszyfrowanie, cierpliwe odczytywanie sensu w tym, co pozornie bezsensowne, zimne i absurdalne”. Bo co do tego, że „takie wydarzenie zawsze jest znakiem, a znak jako taki zawsze wymaga odczytania”, publicysta nie ma wątpliwości. Sam odczytuje go jednoznacznie i dość zaskakująco: „Polacy – czy tego chcą, czy nie – wezwani są do misji, która sprawia, że nie będziemy narodem, który zadowoli się samym tylko istnieniem” – podkreśla, snując rozważania dotyczące Polaków jako narodu wybranego, którego istota wybrania zawiera się w cierpieniu i ofierze z życia. Mocnymi słowami przestrzega także: „Jeśli zlekceważymy ten znak, jeśli nawet taka tragedia nas nie zbudzi, to... czas nam będzie umierać. Nam – czyli narodowi”.
Wspomniany ks. Skrzypczak w swoim artykule pyta: Jak nie utopić w bajorze banalnych gazetowych sporów i komentarzy tego, co poraziło prądem zaskoczenia i niedowierzania serca milionów ludzi? „Frondzie” się to udało.