132 pokoje, 35 łazienek, osiem klatek schodowych, trzy windy, basen, kręgielnia i kino. Ten statystyczny przekrój Białego Domu każdemu ekologowi każe się zastanowić: ile prądu rocznie zużywa rodzina prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Tego Biały Dom oczywiście nie ujawni. Organizacje ekologiczne wezwały więc Baracka Obamę, który od początku prezydentury głośno apeluje o walkę z globalnym ociepleniem, by zaczął korzystać z zielonej energii.
Prezydent wysłuchał ekologów i postanowił, że na wiosnę na dach jego służbowej rezydencji trafią panele słoneczne. Ich instalacja pozwoli nie tylko ogrzać wodę, z której korzysta rodzina Obamów, ale również pozwoli zaoszczędzić energię elektryczną.
– Umieszczenie paneli słonecznych na dachu najważniejszego budynku w kraju to potężny symbol, który powinien skłonić wszystkich Amerykanów do przemyślenia, skąd czerpią energię – przekonuje Rhone Resch, prezes Solar Energy Industries Association, którego waszyngtoński dom również jest zasilany energią słoneczną.
Obama nie jest jednak pierwszym prezydentem, który zapragnął zaprzęgnąć słońce do pracy na rzecz Ameryki. Jako pierwszy panele słoneczne zainstalował już w 1979 roku Jimmy Carter. Zakupione za 30 tysięcy dolarów urządzenia zaczęły się jednak psuć i w 1986 roku Ronald Reagan kazał je zdemontować. Z energii słonecznej zaczął znowu korzystać George W. Bush, który panele wykorzystywał m.in. do podgrzewania wody w prezydenckim basenie oraz zasilania w energię budynku gospodarczego.